niedziela, 21 września 2014

Epilog

Budzę się rano w szpitalnym łóżku.
Rozglądam się po sali.
Jestem w niej sama. Tylko 1 łóżko, 4 ściany, 1 okno na świat i przeszklone drzwi.
Przede mną na stoliku stoi bukiet róż. Są koloru intensywnej czerwieni.
Przez lustro weneckie obok drzwi nic nie widzę, ale mimo to ktoś wchodzi do pokoju.
-Na reszcie się pani obudziła.- mówi kobieta łagodnym głosem. Ma rude włosy, jasną cerę i zielone oczy, a  ubrana jest w biały strój.
-Co ja tutaj robię? Co się stało?- pytam nerwowo.
-Miała pani poważny wypadek. 2 żebra złamane i rękę, kręconą kostkę i była pani cała poobijana. Zapadła pani w śpiączkę.
-Jak długo spałam?
-3 miesiące.- odpowiada spokojnie.
Dopiero teraz zauważam gips na swoim przedramieniu, ale nie czuję nigdzie bólu, być może dlatego, że nie wierzę w to co właśnie usłyszałam.
Ktoś wola pielęgniarkę.
Wychodzi, a ja ponownie zostaję sama.
Spoglądam przez okno.
Widzę, że dzieci na placu bawią się w deszczu. Mimowolnie uśmiecham się.
Ktoś puka do drzwi.
Nikogo się nie spodziewam. 
Do sali wchodzi chłopak o brązowych, rozczochranych włosach i zielonych oczach- przypomina mi kogoś. Następnie widzę blondyna, który uśmiecha się do mnie. Wchodzą jeszcze wysoki, brunet, chłopak o nieziemsko brązowych oczach i chłopak z uroczym uśmiechem na buzi.
-Julie.- mówi chłopak o zielonych oczach.
-Tak?
-Pamiętasz mnie?-pyta przejęty.
I teraz dopiero uświadamiam sobie kogo mam przed sobą. Przyjaciół.
-Louis.- wymawiam jego imię z radością.
-Uff.- wzdycha.- Już się bałem, że mnie zapomniałaś.
-Cześć chłopaki.- wtrącam.
-Jak się czujesz?- pyta Liam.
-Dobrze,- odpowiadam.- chyba.
-Hej, możemy zostać na chwilę sami?- Lou zwraca się do przyjaciół.
-Pewnie już idziemy.- mówi Harry i otwiera drzwi wychodząc, a za nim reszta.
Widziałam ich może 2 minuty...
Przypuszczam, że teraz stoją za ścianą i patrzą na nas przez lustro.
Louis siada na krześle przy łóżku, obok mnie i złapał delikatnie za zdrową dłoń.
-Siedziałem tu każdego dnia, licząc na to że się obudzisz.- mówi.- Tęskniłem za twoim uśmiechem, twoim spojrzeniem, głosem. W ten dzień kiedy się poznaliśmy w kawiarni, od razu wiedziałem, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, a potem zdarzył się ten wypadek i się załamałem, al...
-To znaczy, że naprawdę się poznaliśmy w kawiarni? Wypadek? Nic takiego nie pamiętam. To znaczy, że ty wcale nie znałeś jakiś chłopaków w ciemnych strojach, nie musiałeś im niczego odpłacać? Nie zapomniałeś o mnie?- byłam zmieszana.
-Nie, skąd ci to przyszło do głowy? To musiał być tylko sen, zły sen. Nic takiego nigdy nie miało miejsca.
-A to jak słyszałam "nigdy cię nie zapomniałem, zawsze cię kochałem"?
-Wczoraj krzyczałaś przez sen, ale nie mogłaś się obudzić. Wołałaś coś takiego jak: "jak ty mogłeś o mnie zapomnieć?! Niee"
-To wiele tłumaczy.- uśmiechnęłam się.
-Tak. Wiedziałem, że to chodziło o mnie, bo chwilę wcześniej krzyczałaś moje imię, a ja siedziałem tutaj całą noc.
-Kocham cię.- szepczę tak cicho, że ledwo co może usłyszeć te dwa słowa.
Całuje mnie w czoło.
-Wszystko już będzie dobrze, obiecuję.





KONIEC

***

Chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytali tego bloga i motywowali mnie do dalszych prób pisania.
Dziękuję również za wszystkie komentarze- to one bardzo mi pomogły.
Teraz zapraszam do czytania moich nowych opowiadań:
bad-red-blood.blogspot.com
oraz
mysterious-and-lonely.blogspot.com

Rozdział 22

Czekam. Czekam na jego odpowiedź. Wydaje mi się jakby minuty biegły jedna po drugiej. Wydaje mi się, że mijają godziny zanim usłyszę te kilka słów.
-Ja...ciebie nie pamiętam.
-Nie, to nie, to nie, nie to nie prawda.- kręcę nerwowo głową.
Uśmiecham się do niego, oczekując skierowania jego zielonych oczu w moim kierunku i odwdzięczenia gestu.
Lecz to się nie dzieje.
-Ty, naprawdę mnie...nie pamiętasz?- dopytuję.
-Nie.- kręci głową.
   Czuję jak moje nogi uginają się pode mną, a wszystko wewnątrz pęka na drobne kawałeczki, jak potłuczone szkło i kłuje bez ustanku.
Odchodzę zrezygnowana w transie. Nie zauważam moich przyjaciół ani przechodniów. Idę przed siebie, byle jak najdalej. 
Nie ma dla mnie już znaczenia, że jest noc, a ja idę samotnie.
Nic się już nie liczy.
   Zrobiłam wszystko co w mojej mocy, żeby go odzyskać. Byłam dobrej myśli, chciałam żeby było tak jak kiedyś.
Lecz nie. Marzenia to tylko złudzenie, które raz się spełniają, lecz w większości przypaków nigdy się nie wydarzą.
    Chcę wrócić do domu. Nie do domu, którym tymczasowo jest moje małe mieszkanko, lecz do domu gdzie się wychowałam. Gdzie na mnie nikt nie zwracał uwagi, gdzie byłam jak duch. Nikomu na mnie nie zależało. Gdzie nie miałam przyjaciół i mimo tego moje życie dalej się toczyło. 
Jaki sens ma bycie tutaj?
Może i nie uczyłam się tutaj zbyt długo, lecz skąd mam wiedzieć co wydarzy się jutro, po jutrze, za miesiąc.
Może wtedy już dawno mnie tutaj nie będzie. 
Wszyscy zapomną o mnie tak jak chłopak z wiecznym nieładem na głowie.
Nie będzie różnicy.
Jestem obojętna.
Chcę, żeby to się skończyło.
Teraz.
Niestety nie mogę, ponieważ Harry wybudził mnie z moich romyśleń.
-Co jest?- zapytał podbiegając do mnie.
-Nic.-odparłam obojętnie.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak.
-Nie ważne.
-Ważne.
-Nie. Już nie.- chciałam zakończyć tę rozmowę.
-Julie.- wypowiedział delikatnie moje imię.
-Słucham.- spojrzałam na niego ze łzami w oczach, których na szczęście nie mógł ujrzeć.
-Czy chodzi o Louis'a?
Nie odpowiedziałam. Szłam dalej ślepo przed siebie.
-Odpowiedz.- mówił.
Nic.
-Proszę, powiedz coś.
Stanęłam pod jedną z latarni. Ona nie oświetlała mojej buzi. Jej nadzieja zgasła tak jak moja. Nie wierzyła już w szczęście.
Chłopak z kędziorkami na głowie podszedł do mnie. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, lecz jego oczy iskrzyły w mroku. 
-On mnie nie pamięta.- szlochałam.- Wyjaśnij mi...wyjaśnij mi jak to jest możliwe.
-Co?
-Co oni mu zrobili?
-Ja nie wiem.
-Minęło zaledwie kilka tygodni, a on zdąrzył już o mnie zapomnieć?- ukryłam zapłakaną twarz w dłoniach.
-Chociaż...
-Chociaż co?-spytałam spoglądając ukradkiem na niego.
-Wiesz zabierali go codziennie na 1,5 h w jedno miejsce i później wracał taki zamulony i czasem nawet patrzył na mnie jakby mnie nie znał.
Skinęłam tylko zrezygnowana głową. Nie miałam ani ochoty ani siły żeby dalej drążyć ten temat. 
   Nic dla mnie już nie ma znaczenia. Chcę się tylko obudzić z tego koszmaru i dowiedzieć się, że to wszystko to nieprawda.
Chcę znowu żyć tak jak kiedyś. Bez ran, bez smutku, tylko szczęśliwa z tego powodu, że mam najlepszych przyjaciół na świecie oraz Louis'a.
    Wracamy milcząc. Wszyscy co chwilę spoglądają na mnie, lecz ja udaję że nie widzę tego. Milczą, ponieważ ja się nie odzywam. 
Idę na samym końcu. Niall idzie z chłopakami, tylko Lou idzie pomiędzy nami. 
Kiedy jesteśmy w domu, rzucam na ziemię przemoknięte buty i bluzę. Nie mówiąc nic nikomu zmierzam na górne piętro do swojego pokoju.
Chłopacy zostają na dole.
Ja kładę się na łóżko i zaczynam płakać ocierając co chwilę twarz dłońmi.
Myślę o tym wszystkim co wydarzyło się tutaj w ciągu pół roku i z jednej strony chcę się uśmiechnąć, a z drugiej płakać dalej. Takich sprzeczności nie można połączyć w jedną całość.
W końcu po 2 godzinach zasypiam ze zmęczenia.
   Czuję, że ktoś wchodzi po cichu do mojego pokoju i przykrywa kocem. Szepcze mi do ucha:
"Nigdy cię nie zapomniałem, zawsze cię kochałem"

wtorek, 16 września 2014

Rozdział 21

Mark zadzwonił do jedynego chłopaka, z całej bandy, którego znałam imię.
-Część Thom, z tej strony Mark.- zaczął mój brat.
-Mark?- zapytał tamten niepewnie.
-Tak, pamiętasz mnie? Kiedyś byliśmy razem na obozie.- wyjaśnił.
-Aaa, to ty. Pewnie, że cię pamiętam.- Mark dał rozmowę na głośnomówiący, więc mieliśmy okazję wszystkiego wysłuchać.-Z jakiego powodu do mnie dzwonisz?
-Wiesz, stwierdziłem, że możemy się spotkać.
-Hmm, no...- zawahał się.-Czemu nie.
-A jesteś w Londynie?- dopytywał brat.
-Tak.
-Widzisz są tutaj!-Niall szepnął do mnie.
-Shhh.- powiedziałam.
-Może jutro?
-A będziesz sam?
-Mhm.
-To spoko.
-Widzimy się o 19.00 pod galerią, przyjdź też z resztą chłopaków.- oznajmił brat.
-OKAY.- Thom rozłączył się.
-Myślałam, że pójdzie gorzej.- oznajmiłam.
-No w sumie, ja też.- odparł Mark.-Myślałem, że zacznie coś podejrzewać.
-Teraz to tylko zadzwonić na policję i ustalić z nimi plan.- zauważył Liam.
-Dobry pomysł Liam.- zgodziłam się.
-Dziękuję.- zwróciłam się do nich wszystkich.
-Za co?- zapytał Liam.
-Za to że was mam. Dzęki wam wiem co to przyjaźń.- powiedziałam do Niall'a, Zayn'a i Liam'a.
-I że nareszcie doceniłam mojego starszego brata.- uśmiechnęłam się do Mark'a i objęłam siostrzanym uściskiem.
-I tak wiesz, że jesteś najlepszą młodszą siostrą.- brat próbował sprawić mi tymi słowami przyjemność.
   Tej nocy spałam bardzo spokojnie, bez koszmarów oraz przebudzeń. Chłopcy przenocowali nas więc nie musieliśmy wracać po ciemku do małego mieszkanka.
Dzisiaj po raz pierwszy razem z Liam'em, Niall'em i Zayn'em poczuliśmy od dawna, że wszystko może powrócić do normy.
A ja cały czas trzymałam się myśli, że Harry i Lou wrócą do nas i będzie tak jak dawniej.

*następnego dnia*

Obudziłam się stosunkowo wcześnie, ponieważ wszyscy pozostali jeszcze spali smacznie w swoich łóżkach.
Wstałam po cichu z łóżka i w piżamie, którą tutaj przez przypadek zastałam w szafie powędrowałam niepewnie do pokoju...Louis'a.
Uchyliłam drzwi i weszłam do środka.  Było tam tak jak kilka tygodni temu. Łóżko nie było pościelone, ubrania wisiały na krześle obok białej szafy z lustrem.
Zauważyłam coś na jego szafce nocnej. To były jakieś kartki- zapisane.
Jego pismo nie było wyraźne więc zdołałam tylko przeczytać kilka zdań:
"Chciałbym, żeby Julie wiedziała, że jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem tak idealnej dziewczyny jak ona. Cokolwiek się stanie, chciałbym żeby wiedziała, że bardzo mi na niej zależy i chcę żeby była szczęśliwa. Jeśli..."
Dalej już nie mogłam się doczytać.
To urocze z jego strony. Kochany.
Lecz teraz nie wiem jaki jest, chociaż mam nadzieję, że nadal będzie taki jak kiedyś.
Mam nadzieję...
   Usłyszałam kroki w moją stronę. W drzwiach ujrzałam zaspanego Niall'a.
-Co ty tutaj robisz?- spytał ziewając.
-A nic, tak sobie przyszłam, wiesz...- nie miałam zielonego pojęcia co mam odpowiedzieć, tylko schowałam jedną z kartek za siebie.
-Aaa, OKAY, chodź na dół.- Niall był chyba zbyt zaspany, żeby jeszcze kontaktować.
Machnął ręką i razem zeszliśmy na dolne piętro.
Po półtorej godziny już wszyscy razem byliśmy na dole. Zjedliśmy śniadanie, a następnie przebraliśmy się w ubrania, w których można wyjść do miasta. (W piżamie bynajmniej nie wyglądalibyśmy przyzwoicie).
   Tak na prawdę przez cały dzień się nudziliśmy, no może ja trochę mniej, bo musiałam pouczyć się do testów, na koniec tego półrocza. Wiem dziwne, ale taką uczelnię sobie wybrałam...
Chłopacy próbowali mnie cały czas zająć czymś innym, ale ja niestety nie mogłam sobie na to pozwolić, chociaż bardzo chciałam oderwać się od nauki. Tematu było niestety tak dużo, że nie mogłam robić nic innego oprócz wpatrywania się w książki.
    Kiedy nadeszła godzina spotkania, wyszliśmy z domu, do wcześniej wyznaczonego miejsca.
Policja czekała tuż obok nas, lecz w ukryciu.  Był już wieczór więc gdyby nie latarnie nie byłoby sposób ujrzeć cokolwiek.
Liam ówcześnie wszystko z nimi obgadał, żeby wiedzieli jaki jest plan działania, a był mianowicie taki:
Najpierw rozmowa przebiega bez wspomnienia o tym co chłopacy w czarnych strojach wyczyniają w mieście.
Następnie Mark powoli schodzi na ten temat.
Kiedy chłopacy się wygadają, policja wkracza.
Louis i Harry idą z nami, a tamci z policjantami.
Cudownie!
Oby poszło tak prosto jak się wydaje.
Mark miał już założony podsłuch kiedy my chowaliśmy się gdzieś w oddali.
   Tak jak było umówione on "przyszedł sam", a Thom z całą zgrają, w tym z Harry'm i Louis'em.
Rozmowa, zaczęła się niewinnie. Chłopacy się przywitali, mój brat poznał naszych chłopaków i jak na razie było normalnie. Mark spokojnie i ostrożnie zmierzał w kierunku właściwego tematu rozmowy. I kiedy dowiedział się wszystkiego potrzebnego, aby aresztować tamtych chłopaków, Thom zrozumiał co się dzieje.
-Wkopałeś nas!- warknął i wtedy to wkroczyła policja z kajdankami.
-Może.- brat zaśmiał się.
Chłopak zaczął przeklinać, kiedy policjanci zakuwali ich w kajdanki.
-Dziękujemy za współpracę.- dodał sarkastycznie Niall.
Lou i Harry stali nieruchomo przez chwilkę.
Chyba obaj nie mogli uwierzyć w to co się stało.
Natomiast ja nie mogłam uwierzyć w to, że odzyskałam przyjaciół. A przynajmniej tak myślałam.
   Pierwszy podszedł do mnie Harry i mocno uścisnął mówiąc:
-Dziękuję ci tak bardzo. Gdyby nie ty, to bylibyśmy w tym zakopani po uszy.
-Nie dziękuj mi, tylko mojemu bratu.- wskazałam na niego.- Cieszę się, że jesteście już z nami.
-Może pójdziesz z Louis'em teraz pogadać?- zaproponował mi szeptem Zayn, kiedy policja już odjechała.
Ja skinęłam tylko głową na znak, że tak zrobię.
   Podeszłam do chłopaka z wiecznie rozczochranymi włosami i powiedziałam cicho:
-Cześć.
Odwrócił się do mnie.
-Julie?- zapytał niepewnie, jakby mnie już nie pamiętał.
-Tak, to ja Lou.- odparłam.
On spojrzał na mnie dziwnie, jakby mi się przyglądał.
-Pamiętasz mnie?
Potarł oczy i spojrzał na mnie jeszcze raz bardzo dokładnie.
-Ja..ja...- zawahał się.
-Co Louis?- pytałam już przerażona.

wtorek, 2 września 2014

Rozdział 20

Tego dnia, nie widziałam się ani z chłopakami, ani też nigdzie nie wychodziłem.
Przed 7.00 rano siedziałam już otulona filetowym kocem przed telewizorem, nawet nie zwracając co jest aktualnie grane, ponieważ czytałam jedną z ostatnio zakupionych książek, mając nadzieję że ona mi pomoże w rozmyślaniach.
Był to jakiś kryminał. Było w nim dużo akcji, a policjantka, która tak na prawdę udawała strażniczkę prawa była ścigana przez tajne agencje, za liczne przekręty i zbrodnie.
Książkę przeczytałam w ciągu kilku godzin. Lecz najciekawsze było to, że wszystko robiła z taką precyzją, a jej działania były zaplanowane co do joty.
-No tak!- westchnęłam niespodziewanie.
Oni też nie dają się złapać.
A to znaczy, że już mam jaką w miarę dobrą poszlakę.
-Ale ja jestem głupia.- po chwili zaśmiałam się ironicznie sama z siebie.- Przecież to logiczne, że nie chcą dać się złapać.
   Stwierdziłam, że ubiorę się w dres i pobiegnę do pobliskiej księgarni po następną część książki, aby dowiedzieć się czegoś więcej.
Zanim wyszłam zauważyłam, że pod wpływem ostatnich emocji, mam jakieś bezsensowne pomysły.
Dobra, nie ważne. Wyszłam z mieszkania, zeszłam po schodach. Na dworze było jeszcze chłodno. Liście spadały dokoła drzew, otulając delikatnie swoimi barwami, ulice, parki, budynki, wszystko.
Ubrana w szare spodnie i niebieską bluzę oraz z niechlujną fryzurą i okularami na nosie weszłam do księgarni. Było już po ósmej więc powinna być teoretycznie otwarta.
Popchnęłam szklane drzwi i weszłam do środka. Podeszłam do wybranego regału, a następnie wybrałam drugą i trzecią część trylogii, (stwierdziłam, że kupie od razu dwie). Zapłaciłam i wyszłam. Lecz kiedy wychodziłam z budynku jeszcze nie zauważyłam nic nadzwyczajnego, chociaż tylko czekałam na jakąś niespodzianki ze strony Louis'a i reszty.
    Dzień minął mi powolnie i leniwo. Dzisiaj była sobota, więc zero wykładów i siedzenie w uczelni.
Niall nie dzwonił do mnie, ani też Liam i Zayn.
Trudno. Nie chciałam się im narzucać.
Do końca dnia czytałam i siedziałam samotnie, czekając na następny dzień, kiedy wreszcie będę mogła spotkać się z bratem.

***

Dzień później. Wstałam wypoczęta. A to dziwne.
Może dlatego, że cieszę się na spotkanie z Mark'iem (mój brat). W ogóle to ciekawe jak się czuje po tym wypadku sprzed kilku miesięcy.
  Wstałam z łóżka, pościeliłam je i poszłam do łazienki. Umyta wróciłam do sypialni, aby się ubrać.
Włożyłam ciemne, przetarte (specjalnie) miejscami jeansy i różowy, wręcz neonowy T-shirt.
Przygotowałam sobie tosty i spokojnie zjadłam je przed telewizorem, oglądając poranne wiadomości.
Na dole ekranu widniał napis:
"Policja przypuszcza, że czwórka nieznanych mężczyzn w czarnych strojach zastrasza ludzi w centrum Londynu oraz niszczy budynki, w razie ich zauważenie prosimy o kontakt pod numer..."
Nie doczytałam numeru telefonu, ponieważ wkładając pospiesznie czarne Vans'y wybiegłam z mieszkania na przystanek autobusowy.
-Ruchy!- było chłodno, a ja bez żadnej bluzy stałam samotnie i ocierałam tylko dłońmi ramiona, żeby było mi chociaż trochę cieplej.
    W końcu autobus przyjechał, chociaż w nim nie było o wiele cieplej niż na dworze.
Jechałam tylko kilka minut, po czym wyszłam na wyznaczonym przystanku i nie oglądając się pobiegłam do domu chłopaków. 
Nerwowo zaczęłam pukać w drewniane drzwi.
-Kto tam?- usłyszałam głos Liam'a.
-Ja, Julie. Otwieraj, bo zamarznę!- krzyknęłam telepiąc się.
-Już, chwile.- osłyszałam zanim drzwi do środka się otworzyły.
-Hej!- przywitali mnie radośnie Niall z Zayn'em.
-Oglądacie wiadomości?- zapytałam nie zwracając na nich uwagi.
-Nie. Chyba nikt w naszym wieku oprócz ciebie nie ogląda wiadomości.- zauważył Zayn.
-Nie oglądam zawsze wiadomości. Teraz tak jakoś wyszło.- wyjaśniłam i podeszłam do telewizora i włączyłam odpowiedni kanał.
Niestety napisu już nie było.
-W każdym bądź razie pisało tam...- zaczęłam mówić i wyjaśniłam o co chodzi.
-Łap bluzę Louis'a.- Niall rzucił mi ubranie. 
    Pamiętam ten dzień kiedy Louis mi ją pożyczył, był taki uroczy, taki...jak nie teraz. Teraz zachowuje się jak jakiś robot, pod czyimś władaniem.
Nie jest sobą...
Przykro mi z tego powodu.
Przykro mi z tego, że nie mogę usłyszeć teraz jego głosu, kiedy jestem w domu chłopaków. 
Przykro mi z tego, że nie może mi pomóc teraz, że nie może mnie wesprzeć, bo to wszystko przez niego!
Ale trudno! 
Dam radę sama...
   Wyszłam z chłopakami na dwór i poszliśmy się rozejrzeć. 
Ludzie chodzili normalnie po mieście, lecz mimo wszystko co chwilę, ktoś nas zaczepiał i pytał czy nie widzieliśmy wcześniej opisanych chłopaków.
A nasza odpowiedź za każdym razem była taka sama: "NIE".
   W końcu dotarliśmy do parku, gdzie od pół godziny czekał na mnie brat.
Podeszłam do niego i machnęłam do chłopaków, żeby podążali za mną.
-Cześć Mark.- przywitałam się ze starszym bratem.
-Hej.- odpowiedział obojętnie.
Co było wbrew moich przewidywań.
   Nasze relacje były nienajlepsze.
-To czemu chciałeś się ze mną spotkać?- zapytałam kiedy podeszli chłopcy.
-Kto to?- wskazał na Niall, Liam'a i Zayn'a.
-To? Moi przyjaciele Niall, Zayn i Liam.-przedstawiłam ich.- Jest jeszcze Harry i Louis...
-A gdzie oni są?- dopytywał.
Mark był wysokim chłopakiem o ciemnych-blond, krótkich włosach i niebieskich oczach. Był bardzo szczupły i chyba wyższy nawet od Harry'ego.
-No właśnie w tym problem...- zaczęłam.- musisz mi pomóc.
Opowiedziałam całą historię.
-Wiesz...dlatego tu jestem, bo po pierwsze chciałem sprawdzić czy jesteś bezpieczna, a po drugie, dowiedzieć się czy miałaś z nimi styczność.
-To pomożesz nam?- zapytał blondyn.
-Tak, pogadam z tamtymi dwoma, których nie znacie. Oni są chyba starsi od was, chciaż może nie wyglądają na takich...-zawachał się.- Kiedyś byłem z nimi na obozie i dość mocno się zapoznaliśmy.
-Że co?!- zapytałam totalnie zdziwiona.
-No widzisz...-wzruszył ramionami.
Mówiłam, jak co do czego jest spoko.
-No i super! Może się udać!- zachwycił się Zayn.
    Wszyscy stwierdziliśmy, że przejdziemy się jeszcze kawałek. Szliśmy, szliśmy i szliśmy, aż w końcu doszliśmy do miejsca które wyglądało...TRAGICZNIE!
Budynki mieszkalne i nie tylko, były pomazane farbami/sprejami. Po chwili zobaczyliśmy jak jakiś chłopak wracał do domu cały poobijany. Podbiegłam do niego.
-Kto ci to zrobił?
-Oni.- odpowiedział ściszonym głosem.
-Gdzie są?
-Nie wiem, gdzie są teraz, ale wcześniej byli tam za rogiem.- wskazał palcem na miejsce, gdzie była ślepa ulica.
-Idźmy lepiej stąd.- zaproponował Niall.
-A co? Boisz się?- zapytał sarkastycznie Mark.
-Nie, bardziej chodzi o twoją siostrę.- zauważył i spojrzał na mnie.
Pokiwałam głową, zgadzając się z Niall'em.
Wszystkie rany od ostatniego starcia z nimi zagoiły mi się i nie chciałam nabawić się nowych.
-Masz może numer telefonu, do któregoś z nich?- zapytał Liam.
-Być może.- odpowiedział mój brat.
-OKAY, to może w domu zadzwonisz do któregoś z nich i wymyślisz powód, aby się z nim lub wszystkimi spotkać i namówisz, żeby "oddali" nam Louis'a i Harry'ego?- Zayn wymyślił całkiem niezły plan.
-OKAY, dobry pomysł.- odparł.
   Niespokojnie mimo wszystko wróciłam razem z chłopakami i bratem do domu.
Wracając widziałam jeszcze większe szkody, prawie puste ulice, więc zaczęłam się obawiać, że zaraz wparadują do domu chłopaków i zrobią nam coś i zdewastują dom.
Na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Ale cały "cyrk" zaczął się po 21.00 kiedy Mark zadzwonił do jednego z zamaskowanych chłopaków...