Minęło już wystarczająco dużo dni, na to abym wyzdrowiała.
Teoretycznie wszystko powinno być już w jak najlepszym porządku; przecież mam najcudowniejszego chłopaka na świecie, mam przyjaciół- a przynajmniej tak myślę, więc dlaczego miałyby powrócić moje depresyjne myśli?!
Odpowiedź jest bardzo prosta- uczelnia i będący na niej ludzie.
Kiedy weszłam do niej w poniedziałek, początkowo nie zwracałam uwagi na pozostałych studentów, ale kiedy podeszłam do szafki po książki nagle poczułam się dziwnie obserwowana.
Wszystkie spojrzenia były skierowane w moją stronę, ja spojrzałam tylko przed siebie, nawet nie popatrzyłam jak wyglądam.
Trzasnęłam drzwiami od szafki i szybkim krokiem poszłam do sali.
Chciałam napisać do Lou, ale przecież od też ma swoje zajęcia, a poza tym dzisiaj poszedł dać podanie do pracy, bo chce zarobić trochę pieniędzy poza wykładami.
Nie chcę stresować go dodatkowo.
To denerwujące, nie wiem co się dzieje, a nikt nie może mi powiedzieć!
Zdenerwowałam się, a kiedy ja się denerwuję moje myśli są coraz bardziej negatywne, dłonie mi się pocą i trzęsą.
- OKAY, oddychaj spokojnie.- myślałam.- Wiem spytam się Michael'a o co chodzi.
A tak, Michael to wysoki blondyn o niebieskich oczach. Chodzimy razem na wykłady. W sumie on jest jedyną osobą, która chce ze mną rozmawiać. No tak jestem zamknięta w sobie, bo mam powody, ale nie rozumiem dlaczego ludzie tak mnie odpychają od siebie...
Podbiegłam i usiadłam obok chłopaka.
-Hej!- przywitałam się.
-Cześć.- odpowiedział jak zwykle z uśmiechem na twarzy.
-Czy chociaż ty mi możesz powiedzieć o co chodzi. Dlaczego wszyscy się za mną tak oglądają?- spytałam szybko.
On chwycił mnie za przedramię i wskazał na bandaż.
Tak, założyłam go rano, ponieważ zapowiadano na dzisiaj słoneczny, ciepły dzień, więc założyłam biały, prosty T-shirt, czarne rurki i converse.
Nie chciałam, żeby ktokolwiek zobaczył moje rany na całym odcinku wewnątrz ręki więc zakryłam to materiałem.
Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie to, że z ran zaczęła sączyć się krew, tak intensywnie, że przesiąknęła bandaż.
Wystraszyłam się.
-Niestety to nie wszystko Julie.- oznajmił Michael.
-A co jeszcze może być gorszego?
-Nie wiem, chodzi plotka, że jesteś w ciąży.
-Co?! Nie!- wykrzykiwałam.
-Spokojnie, ja ci wierzę i wiem, że to nie prawda, ale powiedz to pozostałym...
-Nie, ja stąd ide!- oznajmiłam przyciskając dłonią materiał na przedramieniu.
-Poczekaj! Jeżeli przestaniesz teraz chodzić na wykłady, wszyscy będą pewni, że jesteś w ciąży.- wyjaśnił mi chłopak.
-OK, masz rację.- usiadłam z powrotem.
Zapadła cisza, którą po chwili przerwałam.
-Od kogo usłyszałeś tę plotkę?- zapytałam spontanicznie.
-Nie wiem, jakoś tak usłyszałem ją przez przypadek.- odpowiedział wzruszając ramionami.
-Mhm... A niby z kim jestem?- dopytywałam nerwowo.
-Tego też nie wiem, nie wiem czy nawet słyszałem o takich detalach.- oznajmił.
-OK, dzięki że mi powiedziałeś chciażby to co wiedziałeś.
-Drobiazg.
-Michael ja muszę iść, nie będzie mnie dzisiaj na zajęciach, bo po prostu nie wytrzymam nerwowo.- oznajmiłam podnosząc się z krzesła.
-No dobrze, tylko jutro bądź.- odparł, zgadzając się.
-Obiecuję, że będę. Pa.- pożegnałam się i wyszłam z sali.
Bałam się, że ktoś mnie zaczepi na korytarzu, na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.
Materiał na mojej ręce, był już cały czerwony.
Jak zawsze byłam szarą myszką, tak teraz nagle wszyscy wiedzą kto to jest Julie Blue- tak to ta dziewczyna, która się puszcza z byle kim...; jestem pewna, że właśnie tak myśli większość osób.
Płakać mi się chce, kiedy o tym myślę, chcę jak najszybciej ukoić swój ból w objęciach Louis'a, bo jedynie on potrafi mi pomóc.
Akurat zdąrzyłam jeszcze na autobus, problem w tym, że nie wiedziałam gdzie jechać; do chłopaków czy do siebie.
Nie wiem czy chłopcy są w domu, tak na prawdę nie powinno ich tam być, ale wolę nie ryzykować.
Postanowione, jadę do swojego mieszkania, a kiedy Louis już wróci pojadę do nich.
Dojechałam na miejsce, szybko wyciągnęłam klucze z torby i powędrowałam po schodach, aż do drzwi pod numerem 13.
Otworzyłem je i poszłam do kuchni, żeby wziąć bandaż.
Poszłam do łazienki.
Ściągnęłam zafarbowany od krwi materiał. Nie wyglądało to fajnie.
Nie wiem jakim cudem, blizny ponownie stały się ranami. Fakt, miałam jeszcze strupy, ale nie dotykałam tego, wręcz przeciwnie smarowałam, aby szybciej się zagoiło.
Do tego zobaczyłam ropę.
-Nie! Nie możliwe mam zakażenie!- krzyczałam.
Bałam się, że może to przerodzić się w martwicę, a wtedy już po ręce.
Nie mogłam już wytrzymać i zadzwoniłam do Louis'a.
-Lou?- zapytałam niepewnie.
-Tak misiu, czy coś się stało?- pytał wesoło jak zwykle, nie wiedząc co się dzieje.
-Czy jesteś już po wszystkim?- pytałam.
-Tak. I nie uwierzysz, przyjęli mnie na okres próbny!- krzyczał uradowany.
-Bardzo się cieszę, ale niestety nie z tego powodu do ciebie dzwonię.- oznajmiłam.
-Co jest?- pytał opiekuńczo.
-Musisz przyjechać do mnie jak najszybciej i wszystko ci wyjaśnię, a w sumie to pokażę.- odpowiedziałam.
-OK, za moment będę.- powiedział i rozłączył się.
Przemyłam rękę, ale potem nie wiedziałam co dalej.
Usiadłam na kanapie w salonie, a rękę przykryłam brązowym ręcznikiem.
Czekałam na chłopaka z obrazka.
Wpadł do mieszkania, cały zdyszany.
-Co się stało?- pytał nerwowo.
-Popatrz.- pokazałam odsłaniając przedramię.- Nie wiem co mam zrobić.
-O mój... Julie, co się stało? Jak to możliwe?! Bierz ten bandaż i jedziemy do szpitala.- powiedział chwytając mnie za zdrową rękę.
Trzesnęły drzwi, a my biegliśmy jak opętani. Wsiedliśmy do auta.
-Jak to się stało?- pytał Lou.
-Nie wiem, zauważyłam to dopiero przed wykładami.- odpowiedziałam ciężko, bo przed to wszystko rozbolała mnie bardzo głowa.
-Jejku, jak nie okaleczanie się, to choroba, jak nie choroba to zakażenie.- powiedział chłopak, kierujàc samochodem.
-Wybacz, ale nie jestem idealna i jak na razie nie ma szans, żebym się zmieniła.- odparłam nerwowo.
-Nie to ja przepraszam, po prostu mam dzisiaj ciężki dzień.- oznajmił Louis, kiedy już staliśmy na parkingu.
-Nie kłóćmy się.- powiedziałam.
-Dobrze, wysiadamy.- oznajmił, a ja z lękiem na twarzy opuściłam auto.
Nie nawidzę szpitali. Dlaczego? Kiedy byłam mała często w nich przebywałam, czy to z powodu złamań, czy też z powodu głodówek i wycieńczeń już w późniejszym wieku.
Ostatni raz byłam w tym miejscu podajrzę rok temu, z powodu problemów z nerkami.
Ja na prawdę czasem mam wrażenie, że jestem typową ofiarą losu, no ale cóż, ktoś w końcu musi nią być.
Poszliśmy prędko do rejestracji, po czym zostaliśmy przekierowani do sali na przeciwko wejścia głównego.
Przede mną były jeszcze 3 dorosłe osoby, ale na szczęście widziałam, że kolejka szybko się zmnijsza.
Wywołano następną osobę- mnie.
-Chodź ze mną.- pociągnęłam chłopaka za sobą.
-Dzień dobry.- powiedziałam.
-Dzień dobry, co pani dolega?- zapytała pani doktor.
Pokazałam przedramię, tak samo jak uprzednio Louis'owi.
Lekarka szybko obejrzała rany.
-Czy to są rany po cięciu się?- zapytała.
Ja umilkłam, nie chciałam się przyznać do czegoś tak okropnego.
Chłopak stojący obok mnie pokiwał głową.
-A czy mogę wiedzieć czym one były robione?- dopytywała.
-S...s....scy...scyzorykiem.- odpowiedziałam, tak cicho, że ledwo było można usłyszeć moje słowa.
-W takim razie już wiadomo skąd to zakażenie.- zaczęła- Najwyraźniej powstały z cięć scyzorykiem, a to że nie był zdezynfekowany, spowodowało wdarcie się zakażenia. Jest ono dosyć groźne, aczkolwiek możliwe do wyleczenia.
-Uff.- odetchnęłam z ulgą.
-Przepiszę pani receptę i radzę, aby nie robić tak głupich rzeczy już nigdy więcej.- powiedziała.
Pokiwałam tylko głową na znak, że się zgadzam.
-Proszę używać tej maści 3 razy dziennie, w dzień chodzić z bandażem, natomiast na noc go ściągać.- zalecała.
-Dobrze, dziękuję.- odparłam kiedy już wychodziliśmy.
Wyszliśmy z budynku, a ja rozpłakałabym się jak mała dziewczynka, która zgubiła swoją najukochańszą lalkę.
-Co jest?- spytał opiekuńczo, wystraszony chłopak moim zachowaniem.
-Czemu Louis, nikt mi nie może powiedzieć, że byłoby dużo lepiej, gdybym nie żyła?- pytałam, stając przed autem w cieniu drzew.
-Przestań! Nie możesz tak mówić!
-Mogę, skoro to robię. Przeze mnie, masz ciągle problemy, ja ci tylko przeszkadzam.- mówiłam.
-Julie, gdybyś mi przeszkadzała, gdybym nie był w tobie zakochany, czy bylibyśmy tutaj razem? Czy byłabyś moją dziewczyną?- odparł.
-No pewnie, że nie.- powiedziałam ocierając łzy.- Ale też wszystko mogło się przecież inaczej potoczyć.
-Tak, ale obiecuję ci, teraz wszystko będzie już dobrze, obiecuję.- powiedział i mocno mnie objął, całujących w czoło.
Problem polegał na tym, że chłopak nie wiedział co mówił. Jego słowa są bardzo ważne dla mnie, lecz tym razem się pomylił, ponieważ już niedługo wszystko miało się zmienić. Tylko czy na dobre czy złe...?