sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 13

Tamtej nocy, nie mogłam zasnąć.
Obudziłam się w środku nocy. Było ciemno.
Za oknem szalała burza, krople deszczu co chwile gwałtownie uderzały o szybę, a pioruny rozświetlały miejsca w oddali.
Słychać było silne podmuchy wiatru.
Spojrzałam przed siebie i ujrzałam sylwetkę człowieka, chyba chłopaka. Chciał do mnie podejść, lecz usłyszał głos zza drzwi i szybko odszedł.
    Rano kiedy się obudziłam nie wiedziałam czy to był sen czy jawa, ale uwierzyłam w to, że to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle.
Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic, kiedy już z niego wyszłam zobaczyłam krople krwi na podłodze. Obejrzałam się za siebie, spojrzałam na rękę ale nie sączyła się z ran.
Nie wiedziała co się dzieje.
Narzuciłam szlafrok i zeszłam na dolne piętro- do kuchni. Okazało się, że w domu panował istny chaos. Jedzenie walało się po kątach, kanapa wraz z fotelami w salonie były poprzewracane, na ścianach były dziwne rysunki i napisy, a jednym z nich był:
"Mamy twojego chłoptasia i nie bój się więcej już go nie zobaczysz, a jeśli tak to w innym wcieleniu".
Zasłoniłam usta dłońmi z przerażenia.
To znaczy, że tę postać, którą widziałam w nocy prawdopodobnie był chłopak. To nie był sen!
Chciałam zacząć krzyczeć, ze strachu, ale jedyny odgłos jaki z siebie wydałam był cichy pisk.
   Krople krwi były prawie wszędzie, zarówno jak i na podłodze i innych przedmiotach.
Drzwi wejściowe pozostały otwarte na oścież, dzięki czemu zimny, poranny wiatr wpływał do budynku.
   Chłopacy się obudzili i w piżamach zeszli na dolne piętro.
-Co tutaj się stało?- spytał zaspany i zdziwiony Niall.
-Nie wiem.- odpowiedziałam rozglądając się jeszcze raz po mieszkaniu.
-Ktoś się włamał?- Zayn myślał głośno.
-Nie sądzę. To musieli być Lou i Harry i tamta reszta bo nikt inny przecież nie ma kluczy do domu oprócz nas, a drzwi ani okna na taras nie są uszkodzone.- stwierdził Liam, a wszyscy się z nim zgodziliśmy.
-Co z nim się stało?
-Skąd mamy wiedzieć, dopóki tutaj nie wrócą to mamy zagadkę.- powiedział Zayn. 
-Tak, ale moment co to?- powiedziałam zwracając uwagę na małą karteczkę na pierwszym schodku.
Otworzyłam ją, a tam pisało:
"Wybacz kochanie, musiałem. Już nie będzie tak jak kiedyś...."
Zasłoniłam usta ręką ponownie.
-Nic już nie rozumiem... Musiał?! Co to ma znaczyć?- zastanawiał się Niall.
-Ja też nie.- rozpłakałam się, a chłopcy podeszli do mnie i objęli.
-Nie płacz Julie.- powiedział Zayn.
   Ja po prostu nie wiedziałam co się stało. Musiał?! Dlaczego? Czy zrobiłam coś źle? Czy już mnie nie chce? Czy to moja wina? 
Zastanawiałam się. Byłam wręcz pewna, że to moja wina, no ale cóż nie mogę tego już naprawić.
-Zabiorę swoje rzeczy i już mnie tutaj nie ma.- oznajmiłam.
-Dlaczego?- spytali jednocześnie.
-Bo to przeze mnie na pewno.
-Nie! Przestań!- zaprzeczał Liam.
-Skąd wiesz?- upierałam się.
-Nie wiem, ale to nie jest twoja wina.
Nie chciałam się kłócić, nawet nie miałam na to siły, po prostu poszłam do kuchni i zaczęłam sprzątać.
Co jakiś czas po moich policzkach spływały małe strumyka łez. 
Coś ze mną jest nie tak?! 
   Nie odzywałam się do nikogo do końca dnia, czułam się samotna, opuszczona przez ostatnią osobę, krórą tak bezwarunkowo pokochałam, która była dla mnie powodem do życia.
A teraz... Teraz już nawet jej nie mam, nie mam po co oddychać, dla kogo żyć.
Przecież zawsze znajdzie się coś ostrego, coś czym mogę przeciąć żyły i zakończyć to wszystko.
Nie chce mi się nic. Nie chce mi się żyć, śmiać, czuć cokolwiek, nie chcę nikogo znać, chcę być sama, tylko sama.
   Poszłam do pokoju i zamknęłam się na klucz.

***

Chłopcy co jakiś czas pukali do moich drzwi, pytali co się dzieje, lecz ja nie otwierałam, nie odzywałam się. 
Nie wychodziłam z pokoju przez tydzień. Nic nie jadłam, piłam tylko wodę z butelek, które stały przy łóżku.
Tak się przejęłam tym wszystkim co się wydarzyło, że po prostu nie miałam chęci....
Ale w pewien dzień w końcu musiałam wyjść, a wtedy ujerzałam i usłyszałam przerażające rzeczy...


środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 12

Minął już prawie cały tydzień. Kolejny tydzień, który próbował zrujnować mi życie. Kolejne myśli, które chciały żebym powróciła do tego co było dawniej. A ja...ja powoli się temu poddaję.
    Niedość, że mam takie rzeczy na głowie to do tego jeszcze doszedł Louis.
Wrócił w środę pijany. Miałam tylko ochotę na niego nawrzeszczeć.
Wtedy,kiedy wszedł do mojej sypialni, zobaczyłam, że jest cały czerwony i w ogólne nie rozumie co do niego mówię.
Wypchnęłam go za drzwi i zamknęłam się na klucz.
Nie chciałam na niego patrzeć.
Skąd mam wiedzieć, dlaczego to zrobił może on też ma problemy, o których mi nie mówi? Może też i jego coś dręczy? 
Na razie nie wiem i nie mam najmniejszego zamiaru się tego dowiedzieć...
Następnego dnia, z samego rana zaczęły dochodzić mnie odgłosy pukania do drzwi, moich drzwi.
-Czego chcesz?- zapytałam ze złością widząc w nich chłopaka o zielonych oczach.
-Przeprosić cię.- odpowiedział cicho, zwieszając głowę.
-Nie chcę twoich przeprosin. Ty nawet nie wiesz co ja wcześniej przeżywałam, ale upić się to łatwo.- mówiłam już łkając.
-Przepraszam.
-Może nie powinniśmy być jednak razem?- pytałam-Znajdziesz sobie dziewczynę starszą ode mnie, z którą będziesz mógł robić wszystko czego zapragniesz.
-Nie, ja potrzebuję tylko ciebie.- odparł.
-To dlaczego się tak zachowujesz?
-Może dlatego, że już nie wiem jak ci pomóc i martwię się o ciebie. Ciągle myślę o tobie i o tym co przeżywasz, byćmoże w ten sposób próbowałem od tego uciec.
Dla mnie to było jak cięcie się dla ciebie.
-C...c...cięcie.- zająknęłam się.
-Tak, wybaczysz mi?- spytał.
-T...tak.- ponownie się zająknęłam.
Stałam jak słup i wpatrywałam się w ścianę na przeciwko mnie.
Przypomniałam sobie te wszystkie momenty ostatnich miesięcy i te wszystkie blizny.
Miałam taką dziwną retrospekcję.
Louis mnie przytulił, a ja ślepo odwzajemniłam uścisk, ale w głębi duszy zaczęłam żałować tych wszystkich chwil.


***

Nadszedł dzień wcześniej zapowiedzianej imprezy. Odziwo nie miałam, żadnych prac do nadrobienia czy też napisania, więc bez problemu mogłam iść i się zabawić.
Szykowałam się chyba 2 godziny.
Tak wiem, długo no ale cóż, w końcu jestem dziewczyną.
Włosy nakręciłam lokówką, a potem ładnie i starannie ułożyłam.
Włożyłem amarantową sukienkę bez ramiączek, która u góry była ozdobiona małymi diamencikami, a u dołu była rozkloszowana. Do tego dobrałam beżowe, niezbyt wysokie szpilki i kopertówkę.
Oczywiście bandaż musiał pozostać na przed ramieniu...
-I jak wyglądam?- zapytałam chłopaków kiedy dołączyłam do nich.
Oni czekali tylko na mnie w przedpokoju.
Zayn się jeszcze poprawiał w lustrze, a reszta była gotowa.
-WOW ślicznie.- powiedział Liam, otwierając buzię.
-HAHAHA dziękuję.- zaśmiałam się.
-Tak wyglądasz przepięknie.- dodał Lou i wyglądał jakby na nowo się mną zauroczył.
-Mogę?- spytał podając rękę.
-Pewnie, chodźmy.- odparłam chwytając go.
   Chyba nie wsponiałam jeszcze nigdy o jednej rzeczy.
Mianowicie.
Kiedy poznałam chłopaców, myślałam że wszyscy są w jednym wieku- myliłam się.
Zarówno też nie miałam pojęcia, że będę chodzić z najstarszym z nich.
Louis ma jeszcze 22 lata. Wolę mówić, że jeszcze, ponieważ ma urodziny w grudniu.
Jak na dzisiejsze czasy to nie jest duża różnica wieku pomiędzy mną, a nim.
Natomiast reszta chłopaków jest trochę młodsza od Lou, ale nie ode mnie.
Niall, Zayn, Liam w tym roku kończą 21 lat, a Harry 20.
Tej różnicy wieku na prawdę nie widać, ani nie czuć, bo dobrze się z nimi dogaduję, a oni zachowują się jakby byli opóźnieni wiekowo.
   Weszliśmy do klubu i od razu poszliśmy w kierunku 3 innych chłopaków. To chyba ci, o który Harry mówił.
Nie wyglądają na przyjaznych. Są ubrani w czarne ubrania, mają poprzypinane kolce do kurtek i dziwnie się zachowują.
-Hej! Poznajcie...- powiedział Harry z początku zwracając się do nieznajomych, a później do nas, przedstawiając nowych "przyjaciół", ale niestety w tym zgiełku nie dosłyszałam ich imion.
Od razu postawili nam drinki.
Jak dla mnie to było podejrzane i zaczęłam się zastanawiać czy to dobry pomysł, że tam przyszłam.
Oni byli podejrzani, coś się stanie, byłam tego pewna.
   Siedzieliśmy tak chyba około już 30 minut, kiedy nagle Niall się zerwał i zapytał czy z nim wyjdę na chwilkę.
Wyszliśmy z budynku.
-Dlaczego chciałeś wyjść?- spytałam
-Bo było mi gorąco, mam dość alkoholu i chciałem z tobą porozmawiać o tych kolesiach i naszych przyjaciołach.- odpowidział oddychając z ulgą.
-Najwidoczniej nie tylko mi coś w nich nie pasuje.- powiedziałam.
-Tak, nie wiem gdzie Harry ich poznał, ale kiedyś gdzieś słyszałem, że siedzieli za gwałty, kradzieże i takie tam.
-Co?!- zapytałam przestraszona.
-Nie bój się, jakby coś to wyjdziemy znowu.- uspokajał mnie.
-Dobrze, ale boję się o Louis'a, bo on łatwo się poddaje ludziom.- zauważyłam.
-Wiem, ale wiem, też że ma swój umysł i umie wybierać, chciaż teraz też się trochę o niego boję.- odparł.
-Niall mogę cię o coś spytać?
-Mhm.
-Czy ty też wróciłeś wtedy pijany jak Louis?- spytałam trochę niepewnie.
-Nie, tylko on, Harry i Zayn.- odpowiedział.
-Aha, rozumiem.
-Spokojnie, jak znowu to zrobi to go wyprowadzimy, bo wtedy nie jest zabawinie.- oznajmił, machając na znak, żebyśmy wracali.
Było już ciemno, lecz przyjemnie ciepło, latarnie oświetlały ulice, a my wracaliśmy się bawić, a raczej pilnować pozostałych.
    Było już za późno, Louis wypił już tak dużo razem z Harry'm, że aż bolało jak się na nich patrzyło.
Początkowo usiadłam obok Niall'a, bo po tym co usłyszałam wolałam być obok kogoś kto jest trzeźwy i nie zrobi mi krzywdy. 
Fakt, mieliśmy wyprowadzić mojego chłopaka, ale jeden z tych nowych, zapytał mnie czy pójdę z nim zatańczyć.
Jak głupia zgodziłam się, aby nie stwarzać podejrzeń.
Chłopak w kasztanowych włosach i czarnym ubiorze, ze zbrodnią wypisaną na twarzy, podał mi drinka i zaczęliśmy tańczyć. 
Nie tańczyłam dłużej niż 10 minut, po czym zaczęłam widzieć coraz gorzej.
-Coś nie tak?- zapytał podejrzliwie, lecz tylko on wiedział co się dzieje.
-T...tak.- odpowiedziałam i runęłam na podłogę.
Niall się zerwał wraz z Liam'em w poszukiwaniu mnie. 
Chłopak niezauważalnie odszedł wraz z dwoma podostałymi i... Louis'em i Harry'm.
Znaleźli mnie. Liam wziął moje ciało na ręce i poszli do stolika ponownie, żeby zabrać też Louis'a i Harry'ego, których już tam nie było. Tylko Zayn do nas dołączył, który wrócił z baru.
-Gdzie oni są?- pytał Niall.
-Pewnie poszli z tamtymi.- odarł Liam.
Gdybym miała świadomość to nie wiem co bym myślała w tym momencie. Nie wiedziałabym czy się bać, czy też nie. Czy zastanawiać się czy zobaczę mojego chłopaka i jego przyjaciela? Czy wszystko będzie dobrze? 
Głupie pytania, już nie będzie tak jak te kilka miesięcy temu! Wszystko runie! Marzenia, szczęście, radość i miłość- czy to będzie istniało? Nie. Dlaczego? Bo to już stracone! To pewne! Ja to wiem!
   Wróciliśmy taxie'ówką do domu, a ja w między czasie ocuciłam się.
-Gdzie jest jest reszta?- zapytałam nerwowo.
-Julie, nasze przemyślenia się sprawdziły.- powiedział chłopak z blond włosami.
-Co?!
-Jak tam wróciliśmy, to żadnego z nich nie było.- powiedział Zayn.
-Nie! Wiedziałam, że to był niedobry pomysł.
-Mogliśmy z tamtąd wyjść od razu.- powiedział Liam z wyrzutami sumienia.
-Spokojnie, pewnie jutro wrócą cali i zdrowi.- pocieszał nas Zayn.
-Zobaczymy...
-Po co my tam poszliśmy?- pytałam sama siebie.
-Ej, moment coś mi tutaj nie pasuje!- wykrzyknął Zayn.
-Co takiego?- dopytywał Liam.
-Kiedy siedziałem tam z nimi, to nie czułam, aż tak mocnego zapachu alkoholu ani z ust Harry'ego, ani z ust Lou.
-Wiesz tam było wiele zapachów zmieszanych razem.- odparłam snutno.
-Tak, ale jeżeli ktoś siedzi tuż przy tobie to możesz to wyczuć.- powiedział chłopak.
-To znaczy, że udawali?- Liam nie mógł uwierzyć.
-Najwyraźniej.- oznajmił Niall.
W między czasie wysiedliśmy z samochodu, weszliśmy do domu, rozebraliśmy się i poszliśmy do salonu.
Kontynuoaliśmy rozmowę.
-Jeszcze zauważyłem, że mieli źrenice jakby byli wampirami- tak wielkie.
-Jak ty to zobaczyłeś w takim świetle?- dopytywałam.
Tam było tak ciemno, że ja ledwo cokolwiek widziałam.
No tak, były kolorowe światła, ale takich detali jak widział Zayn, ja na pewno nie zobaczyłabym.
-Pewnie coś palili w międzyczasie.- zauważył Liam.
-Tak.
-Czy dla was to nie jest dziwne? Dlaczego nasi przyjaciele mieliby udawać kogoś kim nie są?- Niall myślał na głos.
-Może my jesteśmy już zbyt nudni dla nich.- odpowiedział Liam.
-Może...
 


______________________________________________________________________


Bardzo Was przepraszam, ale chyba ten rozdział mi nie wyszedł, prawda?


Chciałam Wam tylko powiedzieć, że zbliżają się wakacje i proszę nie bądźcie złe jeżeli nie będę tak często dodawać nowych rozdziałów.


Chciałam Wam też bardzo podziękować, za to że czytacie to FF i piszecie komentarze, które dodają mi motywacji.
Nawet nie miałam pojęcia, że ten blog odniesie taki sukces, za co jestem głównie Wam bardzo wdzięczna.


Udanych wakacji misie 💜

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 11

Nie chciałam stwarzać mu więcej problemów, więc nie powiedziałam o tym co myślałam, lecz mimo wszystko zanim wsiedliśmy z powrotem do samochodu spytałam:
-Pocałujesz mnie tak jak za pierwszym razem?
-Oh, chodź tu słoneczko.- powiedział rozpościerając ramiona, obejmując mnie, a następnie całując w wargi.
-Kocham cię. I wiedz, że dla mnie zawsze będziesz idealna.- powiedział.
Te słowa uderzyły we mnie niczym głaz.
    On mnie kocha... On mnie na prawdę kocha! Nie mogę w to uwierzyć.
Dziwnie się czuję, bo on jest moim pierwszym chłopakiem, a czy takie "Kocham cię" znaczy dużo w jego ustach. Każda dziewczyna czeka na te słowa, ale potem to już od niej zależy jak je przyjmnie.
Z jednej strony rozpłakałabym się ze szczęścia, a z drugiej ze smutku, bo wiem że to nie potrwa długo.
Wiem jestem pesymistką, ale niestety takie jest moje zdanie i każdy kto o nim wie musi się z nim liczyć.
-Louis muszę ci o czymś powiedzieć.- zaczęłam temat plotki, kiedy już ruszyliśmy.
-Słucham.- powiedział.
Opowiedziałam mu o całym incydencie, a on zaczął coś podejrzewać.
-A na prawdę to zrobiłaś?- jego reakacja była zupełnie przeciwna do tej, jakiej oczekiwałam.
-Oczywiście, że nie. Już mi nie ufasz?
-Ufam, ale takie rzeczy z reguły, nie biorą się same z siebie.
-To znaczy, że jednak mi nie wierzysz.
-Wierzę, lecz nie mogę w to uwierzyć, że ktoś był na tyle głupi, żeby cię tak upokożyć.- odparł, a mi ulżyło.
Miałam już zamiar rozpocząć kłótnię, ale jego słowa mnie uspokoiły.
-Nie chce się im pokazać, zobaczysz jutro będzie cyrk.- oznajmiłam.
-Ale musisz iść, dobrze wiesz, że musisz.
Pokiwałam tylko głową. 
   Mam tego wszystkiego dość! Dlaczego tylko ja mam tyle problemów, mając zaledwie 19 lat.
Normalne dziewczyny w tym czasie chodzą na imprezy, spędzają czas z przyjaciółmi, robią co chcą.
A ja? Ja się tnę, walczę z depresją, próbuję nie stracić jedynej osoby, która mnie na prawdę kocha i po prostu coś co jest najtrudniejsze dla mnie... żyć.
    Właśnie życie. Każdy z nas dostaje je w prezencie. Jest to najcenniejszy prezent, jaki kiedykolwiek ktokolwiek mógł sobie wymarzyć, lecz niestety są na świecie takie osoby jak ja, które się z nim męczą, chcą umrzeć, ale wiedzą też, że tego jedynego prezent nie dostaną ponownie i w ten sposób byćmoże ulżą sobie, ale niestety to nic nie zmieni.
To nie wróci...
    Weszliśmy do domu.
-Zrobię coś z tą ręką.- powiedziałam trzymając w dłoni bandaż i maść, którą wcześniej kupiliśmy.
-Dobrze.- zgodził się Louis i powędrował do Harry'ego i Zayn'a siedzących w salonie.
Byłam w sypialni, a chłopacy na dole rozmawiali o jakiej imprezie chyba. Słyszałam tylko urywki rozmowy, ale dowiedziałam się, że Harry poznał jakiś kolesi i chce ich poznać z resztą przyjaciół.
Usłyszałam kroki, będące coraz bliżej mnie.
Louis wszedł do pokoju i usiadł na łóżku.
-Pomóc ci?- zapytał kiedy obwiązywałam przedramię bandażem.
-Nie, nie trzeba dam radę.- odparłam.
-Mam pytanie Julie.- zaczął.
-Pytaj śmiało.- powiedziałam i szeroko się do niego uśmiechnęłam.
-Czy chciałabyś pójść ze mną, Liam'em, Zayn'em, Harry'm i Niall'em w ten piątek na imprezę?
-Czemu nie, jeżeli nie będę miała dużo pracy, to pójdę z wami.- odpowiedziałam.
    Szczerze powiedziawszy to poszłabym na imprezę i to z wielką chęcią, ponieważ muszę uciec od tej niszczącej mnie rzeczywistości.
Chciaż na chwilę zapomnę o wszystkim i będę miała przyjemność z życia i przede wszystkim spędzę miło czas z Lou, a tego na prawdę bardzo potrzebuję.
Chciaż...po ostatnim incydencie trochę boję się zdecydować, bo nie chcę znowu być chora.


***


Następnego dnia, obudziłam się przed 6.00 rano. Przygotowałam się na zajęcia; ubrałam podarte jeansy i biały, troszkę za duży T-shirt. Pocichu zeszłam na dół po schodach, zjadłam płatki z mlekiem. Kiedy wyszłam miałam jeszcze 5 minut na dojście na przystanek autobusowy.        
   Tak jak obiecałam poszłam na uczelnię, ale co tam się działo to szkoda gadać.
Po zajęciach anatomi podeszłam do pani profesor, aby jej oddać mój zaległy referat.
-Proszę i bardzo przepraszam, że nie oddałam go na czas.- wydukałam, bo kobieta patrzyła na mnie jakby chciała mnie zabić spojrzeniam.
-Ależ nic nie szkodzi, a jak tam ciąża?- zapytała, a ja stanęłam jak wryta.
-Słucham?- wydawało mi się, że się przesłyszałam.
-Jest pani podobno w ciąży, panno Blue.- zauważyła wykładowczyni.
Najwyraźniej to miało oznaczać, że całą uczelnię, obiegła już plotka o mojej ciąży.
-Absolutnie, to nie prawda.- zaprzeczałam.
-Przecież może mi pani, powiedzieć, dochowam tajemnicy.- przekonywała mnie.
-Nie, na prawdę to nie prawda.- sprzeczałam się. To było dla mnie nie do zniesienia. Nawet profesorowie o tym słyszeli, nie to nie może być prawda!
-Skoro tak pani uważa, panno Blue.- kobieta mi nie wierzyła.
-To plotka! Nic takiego nie miało zajścia! Do widzenia.- powiedziałam wychodząc z sali, cała czerwona z nerwów.
   Szłam zbólwersowana korytarzem i słyszałam szepty:
-Podobno jest w ciąży.
-Nie, to nie prawda.
-Tak, sam słyszałem od...
-Ciekawe kiedy ma termin?
-Ona jest w ciąży?!
I wiele innych. Myślałam, że mnie zaraz rozsadzi ze złości. Chciałam wykrzyczeć na cały budynek:
-Banda z was idiotów, wierzycie tylko w to co usłyszycie, a nie w to co jest prawdą! NIE JESTEM W CIĄŻY!
     Chciałam pobiec do łazienki, znaleźć coś ostrego i poczuć ten uzależniający, przyjemny już dla mnie ból chociaż jeszcze raz, a potem zatopić się w myślach i morzu łez. 
Byłam już tego bliska, lecz kiedy spojrzałam na moje zabandażowane przedramię stwierdziłam, że nie mogę tego zrobić.
     Chłopaka, który ze mną rozmawiał wczoraj nie zastałam dzisiaj w szkole, byłam sama.
      Godziny mijały, a ja siedziałam na zajęciach nie zwracając na nic uwagi, tylko patrząc w przestrzeń i będąc w swoim świecie.
Nie obchodziło mnie już co wykładowcy do mnie mówią, nie interesowały mnie szepty, ani spojrzenia na korytarzach.
Wszystko mi było już obojętne.
Zresztą pewnie każda osoba czułaby się okropnie gdyby jej życie wyglądało tak jak moje.
     Dobiła godzina 18.00 i nareszcie mogłam wyjść z tego miejsca, w którym dzisiaj czułam się jak w chorym zakładzie psychiatrycznym.
     Smutna, a zarazem wściekła wróciłam do domu. Do domu, w którym wszystko wydawało się takie proste, wszystko sprawiało, że się uśmiecham, a to że w nim jestem sprawiało mi radość...zazwyczaj, lecz nie dzisiaj.
Dzisiaj chciałam być sama, nie chciałam z nikim rozmawiać, miałam wszystkich i wszystkiego dosyć.
Przekroczyłam cicho próg domu. Zdjęłam kurtkę i Vans'y i rzuciłam je w kąt.
Zerknęłam tylko zza drzwi czy nikt mnie nie widzi i szybko pomknęłam po schodach do swojego pokoju.
Trzasnęły drzwi, rzuciłam plecak na biały, miękki dywan leżący obok łóżka, na które się położyłam. Głowę skierowałam w białą, jeszcze czystą  poduszkę.
Rozpłakałam się.
Tak, beksa ze mnie. Wszystko zbyt mocno przeżywam, ale niestety ktoś to we mnie uprzednio uformował i jak na razie nie mogę tego zmienić.
Chwilę później podniosłam głowę i spojrzałam na poszewkę, wcześniej była biała, gładka, niczym bez skazy, tak jak moje życie. Teraz ma plamy od czarnego tuszu, już nie jest idealna, na razie to nie zniknie, na razie to zostanie i mimo wszystko te plamy będą o wszystkim przypominały.
Te plamy są jak moje blizny, z jednej strony piękne, a z drugiej chciałabym ich już nigdy więcej nie zobaczyć. A moje życie? Moje życie kiedyś było idealne, byłam dzieckiem, które dostawało wszystko co chciało, to byłoby cudowne, gdyby nie fakt, że rodzice nadrabiali swoją nieobecność przezentami, a ja udawałam szczęśliwą.
Wiem też, że kiedyś mnie kochali inaczej niż teraz, teraz im przeszkadzam, a kiedyś byłam czymś czego bardzo pragnęli, czemu chcieli dać radość z każdej chwili, lecz w zły sposób.
Społeczeństwo też niszczy, kiedy wytykają ci, że jesteś dobrze ubrana i dobrze się uczysz, dręczą cię, przez co zamknęłam się w sobie, a w późniejszym czasie miałam coraz więcej problemów.
Tak, to właśnie moja historia, może dla jednych smutna, a dla innych żałosna, ale za to prawdziwa....


środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 10

Minęło już wystarczająco dużo dni, na to abym wyzdrowiała.
Teoretycznie wszystko powinno być już w jak najlepszym porządku; przecież mam najcudowniejszego chłopaka na świecie, mam przyjaciół- a przynajmniej tak myślę, więc dlaczego miałyby powrócić moje depresyjne myśli?!
Odpowiedź jest bardzo prosta- uczelnia i będący na niej ludzie.
    Kiedy weszłam do niej w poniedziałek, początkowo nie zwracałam uwagi na pozostałych studentów, ale kiedy podeszłam do szafki po książki nagle poczułam się dziwnie obserwowana.
Wszystkie spojrzenia były skierowane w moją stronę, ja spojrzałam tylko przed siebie, nawet nie popatrzyłam jak wyglądam.
Trzasnęłam drzwiami od szafki i szybkim krokiem poszłam do sali.
Chciałam napisać do Lou, ale przecież od też ma swoje zajęcia, a poza tym dzisiaj poszedł dać podanie do pracy, bo chce zarobić trochę pieniędzy poza wykładami.
Nie chcę stresować go dodatkowo.
To denerwujące, nie wiem co się dzieje, a nikt nie może mi powiedzieć!
Zdenerwowałam się, a kiedy ja się denerwuję moje myśli są coraz bardziej negatywne, dłonie mi się pocą i trzęsą.
- OKAY, oddychaj spokojnie.- myślałam.- Wiem spytam się Michael'a o co chodzi.
A tak, Michael to wysoki blondyn o niebieskich oczach. Chodzimy razem na wykłady. W sumie on jest jedyną osobą, która chce ze mną rozmawiać. No tak jestem zamknięta w sobie, bo mam powody, ale nie rozumiem dlaczego ludzie tak mnie odpychają od siebie...
    Podbiegłam i usiadłam obok chłopaka.
-Hej!- przywitałam się.
-Cześć.- odpowiedział jak zwykle z uśmiechem na twarzy.
-Czy chociaż ty mi możesz powiedzieć o co chodzi. Dlaczego wszyscy się za mną tak oglądają?- spytałam szybko.
On chwycił mnie za przedramię i wskazał na bandaż.
Tak, założyłam go rano, ponieważ zapowiadano na dzisiaj słoneczny, ciepły dzień, więc założyłam biały, prosty T-shirt, czarne rurki i converse.
Nie chciałam, żeby ktokolwiek zobaczył moje rany na całym odcinku wewnątrz ręki więc zakryłam to materiałem.
Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie to, że z ran zaczęła sączyć się krew, tak intensywnie, że przesiąknęła bandaż.
    Wystraszyłam się.
-Niestety to nie wszystko Julie.- oznajmił Michael.
-A co jeszcze może być gorszego?
-Nie wiem, chodzi plotka, że jesteś w ciąży. 
-Co?! Nie!- wykrzykiwałam.
-Spokojnie, ja ci wierzę i wiem, że to nie prawda, ale powiedz to pozostałym...
-Nie, ja stąd ide!- oznajmiłam przyciskając dłonią materiał na przedramieniu.
-Poczekaj! Jeżeli przestaniesz teraz chodzić na wykłady, wszyscy będą pewni, że jesteś w ciąży.- wyjaśnił mi chłopak.
-OK, masz rację.- usiadłam z powrotem.
Zapadła cisza, którą po chwili przerwałam.
-Od kogo usłyszałeś tę plotkę?- zapytałam spontanicznie.
-Nie wiem, jakoś tak usłyszałem ją przez przypadek.- odpowiedział wzruszając ramionami.
-Mhm... A niby z kim jestem?- dopytywałam nerwowo.
-Tego też nie wiem, nie wiem czy nawet słyszałem o takich detalach.- oznajmił.
-OK, dzięki że mi powiedziałeś chciażby to co wiedziałeś.
-Drobiazg.
-Michael ja muszę iść, nie będzie mnie dzisiaj na zajęciach, bo po prostu nie wytrzymam nerwowo.- oznajmiłam podnosząc się z krzesła.
-No dobrze, tylko jutro bądź.- odparł, zgadzając się.
-Obiecuję, że będę. Pa.- pożegnałam się i wyszłam z sali.
Bałam się, że ktoś mnie zaczepi na korytarzu, na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.
Materiał na mojej ręce, był już cały czerwony.
Jak zawsze byłam szarą myszką, tak teraz nagle wszyscy wiedzą kto to jest Julie Blue- tak to ta dziewczyna, która się puszcza z byle kim...; jestem pewna, że właśnie tak myśli większość osób.
Płakać mi się chce, kiedy o tym myślę, chcę jak najszybciej ukoić swój ból w objęciach Louis'a, bo jedynie on potrafi mi pomóc.
   Akurat zdąrzyłam jeszcze na autobus, problem w tym, że nie wiedziałam gdzie jechać; do chłopaków czy do siebie.
Nie wiem czy chłopcy są w domu, tak na prawdę nie powinno ich tam być, ale wolę nie ryzykować.
Postanowione, jadę do swojego mieszkania, a kiedy Louis już wróci pojadę do nich.
    Dojechałam na miejsce, szybko wyciągnęłam klucze z torby i powędrowałam po schodach, aż do drzwi pod numerem 13.
Otworzyłem je i poszłam do kuchni, żeby wziąć bandaż.
Poszłam do łazienki.
Ściągnęłam zafarbowany od krwi materiał. Nie wyglądało to fajnie.
Nie wiem jakim cudem, blizny ponownie stały się ranami. Fakt, miałam jeszcze strupy, ale nie dotykałam tego, wręcz przeciwnie smarowałam, aby szybciej się zagoiło.
Do tego zobaczyłam ropę. 
-Nie! Nie możliwe mam zakażenie!- krzyczałam.
Bałam się, że może to przerodzić się w martwicę, a wtedy już po ręce.
Nie mogłam już wytrzymać i zadzwoniłam do Louis'a.
-Lou?- zapytałam niepewnie.
-Tak misiu, czy coś się stało?- pytał wesoło jak zwykle, nie wiedząc co się dzieje.
-Czy jesteś już po wszystkim?- pytałam.
-Tak. I nie uwierzysz, przyjęli mnie na okres próbny!- krzyczał uradowany.
-Bardzo się cieszę, ale niestety nie z tego powodu do ciebie dzwonię.- oznajmiłam.
-Co jest?- pytał opiekuńczo.
-Musisz przyjechać do mnie jak najszybciej i wszystko ci wyjaśnię, a w sumie to pokażę.- odpowiedziałam.
-OK, za moment będę.- powiedział i rozłączył się.
Przemyłam rękę, ale potem nie wiedziałam co dalej.
Usiadłam na kanapie w salonie, a rękę przykryłam brązowym ręcznikiem.
Czekałam na chłopaka z obrazka.
Wpadł do mieszkania, cały zdyszany.
-Co się stało?- pytał nerwowo.
-Popatrz.- pokazałam odsłaniając przedramię.- Nie wiem co mam zrobić.
-O mój... Julie, co się stało? Jak to możliwe?! Bierz ten bandaż i jedziemy do szpitala.- powiedział chwytając mnie za zdrową rękę.
Trzesnęły drzwi, a my biegliśmy jak opętani. Wsiedliśmy do auta.
-Jak to się stało?- pytał Lou.
-Nie wiem, zauważyłam to dopiero przed wykładami.- odpowiedziałam ciężko, bo przed to wszystko rozbolała mnie bardzo głowa.
-Jejku, jak nie okaleczanie się, to choroba, jak nie choroba to zakażenie.- powiedział chłopak, kierujàc samochodem.
-Wybacz, ale nie jestem idealna i jak na razie nie ma szans, żebym się zmieniła.- odparłam nerwowo.
-Nie to ja przepraszam, po prostu mam dzisiaj ciężki dzień.- oznajmił Louis, kiedy już staliśmy na parkingu.
-Nie kłóćmy się.- powiedziałam.
-Dobrze, wysiadamy.- oznajmił, a ja z lękiem na twarzy opuściłam auto.
    Nie nawidzę szpitali. Dlaczego? Kiedy byłam mała często w nich przebywałam, czy to z powodu złamań, czy też z powodu głodówek i wycieńczeń już w późniejszym wieku.
Ostatni raz byłam w tym miejscu podajrzę rok temu, z powodu problemów z nerkami.
Ja na prawdę czasem mam wrażenie, że jestem typową ofiarą losu, no ale cóż, ktoś w końcu musi nią być.
    Poszliśmy prędko do rejestracji, po czym zostaliśmy przekierowani do sali na przeciwko wejścia głównego.
Przede mną były jeszcze 3 dorosłe osoby, ale na szczęście widziałam, że kolejka szybko się zmnijsza.
Wywołano następną osobę- mnie.
-Chodź ze mną.- pociągnęłam chłopaka za sobą.
-Dzień dobry.- powiedziałam.
-Dzień dobry, co pani dolega?- zapytała pani doktor.
Pokazałam przedramię, tak samo jak uprzednio Louis'owi.
Lekarka szybko obejrzała rany.
-Czy to są rany po cięciu się?- zapytała.
Ja umilkłam, nie chciałam się przyznać do czegoś tak okropnego.
Chłopak stojący obok mnie pokiwał głową.
-A czy mogę wiedzieć czym one były robione?- dopytywała.
-S...s....scy...scyzorykiem.- odpowiedziałam, tak cicho, że ledwo było można usłyszeć moje słowa.
-W takim razie już wiadomo skąd to zakażenie.- zaczęła- Najwyraźniej powstały z cięć scyzorykiem, a to że nie był zdezynfekowany, spowodowało wdarcie się zakażenia. Jest ono dosyć groźne, aczkolwiek możliwe do wyleczenia. 
-Uff.- odetchnęłam z ulgą.
-Przepiszę pani receptę i radzę, aby nie robić tak głupich rzeczy już nigdy więcej.- powiedziała.
Pokiwałam tylko głową na znak, że się zgadzam.
-Proszę używać tej maści 3 razy dziennie, w dzień chodzić z bandażem, natomiast na noc go ściągać.- zalecała.
-Dobrze, dziękuję.- odparłam kiedy już wychodziliśmy.
    Wyszliśmy z budynku, a ja rozpłakałabym się jak mała dziewczynka, która zgubiła swoją najukochańszą lalkę.
-Co jest?- spytał opiekuńczo, wystraszony chłopak moim zachowaniem.
-Czemu Louis, nikt mi nie może powiedzieć, że byłoby dużo lepiej, gdybym nie żyła?- pytałam, stając przed autem w cieniu drzew.
-Przestań! Nie możesz tak mówić!
-Mogę, skoro to robię. Przeze mnie, masz ciągle problemy, ja ci tylko przeszkadzam.- mówiłam.
-Julie, gdybyś mi przeszkadzała, gdybym nie był w tobie zakochany, czy bylibyśmy tutaj razem? Czy byłabyś moją dziewczyną?- odparł.
-No pewnie, że nie.- powiedziałam ocierając łzy.- Ale też wszystko mogło się przecież inaczej potoczyć.
-Tak, ale obiecuję ci, teraz wszystko będzie już dobrze, obiecuję.- powiedział i mocno mnie objął, całujących w czoło.
   Problem polegał na tym, że chłopak nie wiedział co mówił. Jego słowa są bardzo ważne dla mnie, lecz tym razem się pomylił, ponieważ już niedługo wszystko miało się zmienić. Tylko czy na dobre czy złe...?


sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 9

-Mów, mów proszę.- naciskał.
Uśmiechnęłam się najpierw zadziornie, a on już wiedział co odpowiem.
-Tak, Louis. Zostanę twoją dziewczyną.- sama nie wierzyłam w te słowa, zaśmiałam się najpierw a potem rzuciłam Louis'owi w objęcia.
   On nie wiedział co powiedzieć, miał rozchylone usta, a ja nawet nie zauważyłam jak reszta chłopaków patrzyła przez dziurkę od klucza co się u nas dzieje i nasłuchiwała. 
Lou nie chciał mnie puścić.
-Już wystarczy, bo będziesz też chory.- powiedziałam, ale sama go nie puszczałam.
-Co z tego?! To co przed chwilą powiedziałaś jest jedną z najlepszych rzeczy jakie usłyszałem w swoim życiu.
Spojrzeliśmy na siebie, a ja nie wiem co we mnie wstąpiło, bo szybko go pocałowałam w usta.
-Julie.- powiedział zdziwiony.
-Co?!- zapytałam już speszona.
-Bo będę chory.- zaśmiał się.
-Oh przestań.
Położył się obok mnie i położył rękę pod moją głową.
-A co tu się wyrabia?- spytał Harry gwałtownie wchodząc do pokoju.
-Oh wyjdź.- powiedział Louis, popatrzył na mnie i uśmiechanął się.
-Harry chodź.- Liam chwycił go za koszulkę i wyszli, zamykając drzwi.
-W sumie, to od jak dawna się we mnie kochasz?- zapytałam ciągle kaszląc.
-Wtedy kiedy spotkaliśmy się w kawiarni.- wyjaśnił, a ja zrobiłam wielkie oczy.
-Co?! Tak od pierwszego wejrzenia?- dopytywałam nie mogąc uwierzyć.
Jaka normalna dziewczyna tak po prostu przyjęłaby do wiadomości, że chłopak zakochał się w niej; po pierwsze nie znając jej, a po drugie od pierwszego wejrzenia.
-A myślisz, że dlaczego powiedziałem, żebyś z nami została?
-No nie wiem.- wzruszyłam ramionami.
-To widzisz, już trochę ci wytłumaczyłem.- powiedział.
    Ja pokiwałam głową i zaczęłam główkować, jak zwykle.
Co on we mnie takiego widział, czego nikt inny przedtem? Zafascynowałam go czymś? Przecież we mnie nie ma nic niezwykłego! 
Miałam zamiar spytać go o wszystko, ale zadałam tylko kilka pytań z pozostałego miliona.
-Co ty we mnie zobaczyłeś? Co we mnie jest takiego?- pytałam.
-Co w tobie zobaczyłem? Zobaczyłem cudowną dziewczynę. Przecież już nie raz mówiłem ci co w tobie jest szczególnego kochanie.- odpowiedział.
-Kochanie?- powtórzyłam.
-Tak, bo chyba mogę do ciebie tak już mówić, prawda?- zapytał, bawiąc się moimi włosami.
-N...no, ch...chyba tak.- odparłam jąkając się.
-Tylko proszę, nie zamykaj się teraz w sobie, jak przedtem.
Pokiwałam głową.
-Hmm... To w sumie już całkiem długo się we mnie podkochiwałeś.- stwierdziłam.
-HAHAHA to nie jest długo.- zauważył.
-Czekaj! Ile my się już znamy?
-Jakieś trzy, może cztery miesiące z hakiem.- powiedział.
-To, to nie jest długo?- dopytywałam.
-Nie.
-Mhm.- powiedziałam, ale dla mnie to jest dość długi czas. Skoro w ciągu tych kilku miesięcy mnie nie zostawił, no cóż... Nie myślałam o tym na tyle intensywnie, żeby wpaść na to, że jednak ktoś mnie pokochał.
-Julie, miałaś już kiedyś kogoś?- zapytał zciszonym głosem.
-Nie.- odpowiedziałam, nic więcej nie dodając.
Podniosłam się trochę wyżej i oparłam plecami o zagłówek łóżka i odwróciłam głowę w stronę ściany.
-Oh...- wzdechnął cicho.
-To nic, gdyby nie ty nie byłoby mnie już tutaj. To ty trzymasz mnie jeszcze przy życiu. 
-Nie mów tak, jesteś silna.- powiedział, próbując mnie pocieszyć, bo jak zwykle musiałam zejść na ten temat.
Jestem bezmyślna.
-Nie Lou, nie jestem. Ty nawet nie wiesz jakie myśli codziennie przebiegają przez mój umysł.- odparłam, skierowałam wzrok z powrotem do okna i przeczesywałam kosmyki włosów chłopaka.
-Wiem, że wiele przeżyłaś i przeżywasz, i że byłaś z tym sama, dusiłaś się. Ja to wszystko rozumiem, ale musisz walczyć.
Owszem są osoby, które ci pomogą, ale to ty głównie musisz mieć w sobie chęć do walki i życia.- wytłumaczył mi.
-Dziękuję.- szepnęłam cicho.- Ale jest jeszcze jedna rzeczy, której prawdopodobnie nigdy nie zrozumiesz...
-Jaka?- pytał.
-Widzisz... Mówiłam ci o twoim portrecie, prawda?
-Tak, ale co to ma do rzeczy?
-No właśnie, chodzi o to, że zobaczyłam coś w nim i wiedziałam, że wszystko się zmieni, że ty mnie "naprawisz", że ty sprawisz, że będę szczęśliwa.
-Co?!- nie dowierzał.
-Mówiłam, nie zrozumiesz, ja sama nie rozumiem...- powiedziałam zasieszając głos i odkaszlując.
-WOW, to jest dziwne.- powiedział patrząc w przestrzeń.
-Wiem.
Zaczęłam kaszleć, można wręcz powiedzieć, że dusić się.
-Przyniosę ci syrop.- powiedział chłopak o zielonych oczach i wyszedł z pokoju.
-Co ja zrobiłam?- szepnęłam sama do siebie.
   Pewnie pomyślał, że jestem jakąś wariatką, albo psychicznie chora.
Tak to właśnie ja- Julie, dziewczyna, która wszystko zepsuje.
Szczerze powiedziawszy, to nie zdziwiłabym się gdyby Louis zaraz wrócił, powiedział, że jednak nie jestem w jego typie, zerwał ze mną, kazał się wynosić z domu i zapomnieć o mnie.
   Wrócił z syropem.
Wręczył mi go i kazał połknąć trzy duże łyżki substancji.
-Em... Louis nie uważasz mnie za nienormalną?- spytałam niepewnie.
-Nie, a dlaczego miałbym?- zapytał wesoło.
-Przez to co przed chwilą ci powiedziałam.- wyjaśniłam.
-Nie, pewnie że nie. To tylko zbieg okoliczności, nic więcej.
-Tak uważasz?
-Tak, a teraz może znowu się prześpij, bo wyglądasz na bardzo zmęczoną.- zaproponował.
Pokiwałam głową i osunęłam się na poduszkę, a on przytulił się do mnie.
   Ponownie zasnęłam. 
To troche dziwnie tak spać całymi dniami, ale później przynajmniej czuję się chociaż odrobinę lepiej.
Mam nadzieję, że już nidługo będę zdrowa, bo chcę wrócić do swojego mieszkania mimo wszystko.
   Kiedy obudziłam się po dwóch godzinach snu, usłyszałam ksztątaninę na dolnym piętrze.
Wyszłam z pokoju i po cichu zszedłam po schodach.
Chłopcy siedzieli w salonie. Było tam bardzo ciemno, to z powodu zasuniętych rolet. 
Chyba oglądali jakiś mecz, ponieważ słyszałam ich emocjonalne okrzyki.
-Mhm.- odchrząknęłam.
Oni podskoczyli jakby usłyszeli ducha.
-Jejku nie strasz nas tak.- powiedział Harry, dysząc ze strachu.
-Spokojnie.- powiedział Zayn, klepiąca go po plecach.
-Mogę z wami pooglądać, bo mam już dość spania.- zapytałam grzecznie.
-Pewnie siadaj.- odparł Niall, wskazując na wolne miejsce obok siebie.
-Kto gra?- zapytałam.
-Anglia z Irlandią.- oznajmił Liam.
-Przypadek? Nie sądzę.- powiedział Niall, cicho hichocząc.
-A jesteś z Irandii?- dopytywałam.
-Owszem i kocham mój kraj.
-To jak się poznaliście?- byłam coraz bardziej ciekawa.
Przecież od Anglii jest trochę kilomentrów do Irlandii, więc to nie możliwe, żeby się znali tak po prostu.
-Kiedy przyjechałem się tutaj uczyć, na uczelni poznałem najpierw Zayn'a, on poznał mnie z Harry'm, Harry z Louis'em, a Lou z Liam'em- taki łańcuszek. HAHAHA.- wytłumaczył mi.
-A teraz ty jeszcze do nas doszłaś.- zauważył Liam.
-No tak.- uśmiechnęłam się delikatnie.
Chwilę później ponownie podskoczył tylko Niall, bo "jego" drużyna strzeliła gola.
-Em...To jak....jesteście w końcu razem?- zapytał Zayn, zajadając się popcornem.
Louis wstał, usiadł koło mnie i objął ramieniem.
-A jak uważasz?- spytał żartobliwie.
-To mi wygląda na "TAK".- powiedział Niall z pełną buzią chrupek.
-To super!- krzyknął Harry.
Wybuchłam śmiechem, sama nie wiem czemu; może dlatego, że wszyscy mieli usta pełne jedzenia, a może dlatego, że Niall siedział w spodenkach w  kucyki.
To nie ważne, w każdym bądź razie ten wieczór spędziliśmy przyjemnie, oglądając później jeszcze filmy, rozmawiając i robiąc jeszcze niewiadomo co.



poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 8

-Idę spać.- oznajmiłam.
-A masz piżamę, albo chociażby coś suchego?- zapytał Louis.
-Nie, ale przecież nie jestem, aż tak mokra.
-Wiem, ale może jednak pojedziemy i weźmiemy ci coś na noc i jutrzejszy dzień?
-OK, chciaż jestem zmęczona i głowa mnie rozbolała jeszcze bardziej.-odpowiedziałam sprawdzając dłonią czy mam ciepłe czoło.
-Dobrze, chyba że zostaniesz tutaj i się położysz, a ja pojadę i wezmę dla ciebie ubrania.- zaproponował, patrząc na mnie opiekuńczo.
-Nie, bo nie wiesz co chcę wziąć i boję się, że mi tam narozwalasz.- popatrzyłam na niego moimi, szklanymi oczami.
-No to chodźmy, ale szybko.- powiedział i narzucił mi na ramiona swoją suchą już bluzę, żeby było mi cieplej, bo trochę trzęsłam się z zimna.
Szybko dojechaliśmy do mojego mieszkania. Wpadłem do niego i wybrałam z szafy kilka rzeczy i prędko wróciłam do Louis'a siedzącego w aucie.
-Wzięłaś wszystko potrzebne?- pytał.
-Mhm.- potwierdziałam.
Ruszyliśmy z powrotem do domu chłopaków.
Czułam się coraz gorzej, byłam jakaś osłabiona, ledwo szłam, kiedy już byliśmy na miejscu.
-Julie, wszystko dobrze?- spytał Louis, patrząc na mnie z obawą.
Pokręciłam głową na znak, że nie.
Kiedy z trudem weszłam już do przedpokoju, on położył moje ubrania na krześle, a mnie wziął na ręce, natomiast ja nawet się nie sprzeczałam.
   To dosyć miłe kiedy wiesz, że jest ktoś przy tobie, ktoś kto zawsze o ciebie dba i nie pozwoli ci na krzywdę czy też smutek, dla mnie tym kimś jest właßnie Louis i wiem, że nie chcę stracić tego co dotąd zyskałam. Wkradł się do mojego życia jakby nigdy niby nic i zaczął je zmieniać na lepsze.
-Louis co się stało?- zapytał Liam idący przed nami do salonu.
-Źle się czuje.- odpowiedział krótko i zaniósł mnie do sypialni.
-Zimno ci, nadal?- zapytał kładąc mnie na łóżku.
-Trochę.- odparłam cicho.
-Liam!- zawował chłopak.
-Nie krzycz.- powiedziałam.
-Przepraszam. Zaraz dam ci coś na ból głowy.
Przybiegł Liam.
-Co?- zapytał szybko.
-Przynieś koc z dołu, wodę i tabletki na ból głowy.
-Już się robi.- odparł jakby był w wojsku.
Chłopak z obrazka usiadł obok mnie i zaczął czesać moje włosy palcami.
Sprawdził czy mam gorączkę, ale jeszcze nie było tak źle.
Wrócił Liam.
Zażyłam leki, a Lou powiedział:
-Prześpij się teraz.
Chciał już wstać kiedy złapałam go w nadgarstku.
-Zostać z tobą?- pytał.
-Tak.
-Dobrze, ale ty zasypiaj, nie chcę żebyś była chora.- powiedział to i znowu zaczął głaskać moje długie, rozpuszczone włosy.
-Przytul mnie.- oznajmiłam, a on zrobił to bez wahania.
Było już około 21.00, a ja starałam się zasnąć, wiem że to jeszcze stosunkowo wcześnie, ale byłam wykończona.
Chłopak leżał przy mnie cały czas i nawet nie schodził do przyjaciół kiedy go wołali. W końcu po 1.00 w nocy zasnął, a Liam, Niall, Zayn i Harry przyszli do mojego pokoju.
-Myślicie, że on się zakochał?- spytał spontanicznie Harry, patrząc jak śpimy.
-Najwyraźniej.- zauważył Zayn.
-Przecież spędza z nią każdą możliwą, wolną chwilę.- powiedział Niall.
-A waszym zdaniem pasują do siebie?- spytał Liam.
-Wiesz bardzo się od siebie różnią, ale widać, że kiedy Julie jest z naszym BooBear'em jest szczęśliwa, zresztą on też.- odparł Zayn.
Rozmawiali tak jeszcze chwilę na korytarzu, zaglądając do nas, żeby nas nie obudzić.
-Nie budzimy go, prawda?- zapytał Niall.
-Nie, fajnie razem wyglądają.- odparł Harry wskazując na nas.
   W rzeczywistości głowa Louis'a  była oparta o mój brzuch, ale rękę nadal trzymał na moich włosach.
-Słodcy są.- powiedział Liam i poszedł do swojego pokoju, a reszta zrobiła to samo co on.
 

***


   Rano obudziłam się cała spocona, miałam dreszcze i gorączkę.
Niechcący szarpnęłam Louis'a.
-Gdzie? Co? Jak? 24 grudnia!- wykrzykiwał, a potem spojrzał na mnie.
-Dzwonię po lekarza.- oznajmił automatycznie rozbudzony.
Ja nic nie odpowiedziałam, nie miałam nawet siły na to, aby podnieść rękę.
Louis zszsdł do kuchni, zrobił mi kanapki i przyniósł herbatę.
-Zjedz chciaż trochę.- powiedział i podał mi tacę ze śniadaniem.
Ugryzłam kanapkę zaledwie kilka razy i miałam już dość, ale za to wypiłam prawie całą szklankę herbaty.
Doktor przyjechał kilka minut później.
-Dzień dobry.- przywitał się, po czym kazał wyjść Louis'owi z pokoju, a mnie zbadał.
Lekarz wyszedł z mojej sypialni.
-Co jej jest?- pytał przejęty.
-Ma anginę.- odpowiedział mężczyzna w kitlu.- Tutaj jest recepta, proszę ją jak najszybciej zakupić i powiedzieć pańskiej dziewczynie, że ma zostać w łóżku przez tydzień.
-Nie, to nie jest moja dziewczyna.- Lou zaśmiał się ironicznie.
-Skoro tak uważasz.- powiedział doktor z sarkazmem w głosie.- Do widzenia.
-Dziękuję, do widzenia.-
odparł cicho.
Wszystko stało się tak szybko, że miałam mętlik w głowie, lecz pomyałam, że dobrze że nie wymiotowałam, bo wtedy byłby większy problem.
   Chłopak wszedł cicho do pokoju.
-Julie, ja jadę po leki, powiem chłopakom może, żeby do ciebie przyszli?
-OK.
Louis wyszedł z pokoju, a kilka minut później pojawili się Liam, Harry, Niall i Zayn.
-Hej!- przywitali się jednocześnie ze mną.
-Cześć.- odpowiedziałam, a oni usiedli na brzegu łóżka.
-Jak się czujesz?- spytał Niall.
-Źle.- odpowiedziałam z trudem, bo bardzo bolało mnie gardło.
-Biedna.- powiedział Zayn.
-Jak to jest możliwe, że rozchorowałaś się w ciągu jednego dnia?- zastanawiał się głośno Liam.
-Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Nie boicie się, że też będziecie chorzy?
-Nie.- odpowiedział krótko Harry, a reszta zgodziła się z nim.
   Zaczęliśmy rozmawiać na inny temat, przynajmniej poprawili mi humor, bo nie miałam ochoty nawet rozmawiać.
Wrócił Lou, prawdopodobnie znowu padał deszcz, bo było widać kropelki deszczu na jego włosach i bluzie.
-Proszę.- powiedział i podał mi leki.- Dobra chłopaki możecie już iść ja zostanę z Julie.
-Tak, pewnie. Tak sam na sam.- mówił ze śmiechem w głosie Harry.
-Musimy cię pilnować, bo my tam nie wiemy co masz zamiar robić.- żartował Niall.
-Jeśli chcecie wiedzieć to mam zamiar posiedzieć sam na sam z Julie i z nią porozmawiać.- oznajmił z powagą.
-A o czym?-dopytywał Zayn.
-O wszystkim i o niczym.- zdenerwował się.- Chłopaki czy wy jakiś referat robicie, czy coś?
-Tak, Liam wszystko spisuje na kartce.- powiedział Harry i wskazał na chłopaka w krótko ściętych włosach.
-Nie no wy chyba sobie jaja robicie?!
Zachichotałam cicho, bo coraz bardziej mnie bawiła inch rozmowa.
-A żebyś wiedział, jakie chcesz sadzone, na miękko czy jajecznicę?- pytał Niall oblizując się.
-Tak trudno zrozumieć, że chcę żebyście wyszli?- pytał z frustracją.
-Louis spokojnie, złość piękności szkodzi. Wystarczy poprosić, a wyjdziemy.- powiedział Liam, śmiejąc się pod nosem, jak reszta, lecz Niall nie wytrzymał i jak parsknął śmiechem, to aż zadudniło mi w uszach.
Jejku jego śmiech jest taki zabawny, takie typowe "HAHAHA", aż sama zaczęłam się śmiać.
-To PROSZĘ!- warknął.
-No widzisz, nie mogłeś tak od razu.- odparł Harry.
-UGH idźcie już.
Chłopacy wyszli.
-Czasem mam ich dość.- powiedział i położył się na łóżku.
-Ej, który z was jest najstarszy?- spytałam i lekko kaszlnęłam.
-Ja.-odpowiedział krótko.
-Na prawdę? Myślałam, że Liam.
-Wiesz on jest bardzo dojrzały jak na swój wiek, a ja mimo tego, że jestem najstarszy najczęściej zachowuję się jak dziecko.
-I to urocze i słodkie dziecko.- powiedziałam, a on automatycznie się uśmiechnął. 
-Spróbuj mi udowodnić, że nie chcesz, żebym był twoim chłopakiem.- powiedział i chciał mnie przytulić.
-Wiesz chyba powinnam zadzwonić do mojego taty i dowiedzieć się co z moim bratem.- szybko zmieniłam temat, z obawy.
-Więc dobrze, zadzwoń.- Lou odsunął się ode mnie.
Wybrałam numer i zadzwoniłam pośpiesznie.
Chciaż ojciec chciał ze mną rozmawiać.
Nasza rozmowa była bardzo szybka i konkretna i zakończyłam ją z uśmiechem na twarzy.
-I jak?- zapytał Louis.
-Dobrze, żyje. Jest osłabiony i cały czas jest pod kontrolą lekarzy.- odpowiedziałam.
    Nie rozumiem czegoś...
Jak to jest możliwe, że kiedy jesteśmy razem wszystko układa się tak dobrze, a kiedy jestem sama mogłabym się skrzywdzić na tyle mocno, że już mogłoby mnie nie być.
To wszystko sprowadza się do tego jednego, tajemniczego rysunku. Jak to jest możliwe, że jeden portret może coś zmienić? Prawdopodobnie nikt na tym szarym świecie, nie przeżywa takiej historii jak ja. Czy ktokolwiek wierzy w 
jakieś tajemnicze rysunki czy coś w ten deseń?! Nie sądzę. Chyba muszę zacząć się leczyć, albo dowiedzieć się o co chodzi w moim życiu. Jaki jest mój cel? Czy coś się zmieni? A przede wszystkim... czy chłopak o zielonych oczach i poczuciu humoru jest mi pisany?
-Emm... Julie a teraz jest dobry czas...?- próbował ubrać swoje pytanie w dobre słowa.
-Ale na co?- udawałam, że nie mam zielonego pojęcia o co chce spytać, mimo to bardzo chciałam już powiedzieć "Tak, chcę".
-Więc... Oh znowu mi się język plącze.- powiedział i nerwowo zaczął przewlekać kosmyki moich włosów między palcami.
Zaczęłam kaszleć i musiałam wydmuchać nos.
Podciągnęłam trochę wyżej kołdrę i podwinęłam w nogach.
-Więc?- dopytywałam.
-Oh wiesz o ci chodzi!- powiedział nerwowo.
Popatrzyłam tylko na niego i złapałam za dłoń. Tak, owszem wiem o co chodzi, ale on musi z siebie to wydusić. Wiem, ale ja zła jestem.
-Proszę zgódź się. Czy chcesz być ze mną?-powiedział na jednym oddechu.
-Hmm... Co mam powiedzieć.- trzymałam go w napięciu.- Chyba powiem....

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 7

Siedziałam, cicho nadal zapłakana. Podniosłam głowę i spojrzałam mu, prosto w oczy. Chwycił mnie za ramiona.
-Zrozum, będzie dobrze.- mówił, patrząc w moje błyszczące od łez, piwne oczy.
-Czy ty na prawdę, jeszcze w to wierzysz?- pytałam.
-Tak.-odpowiedział krótko.- I wiesz są też inne sposoby na rozwiązanie różnych problemów.
-Wiem.-powiedziałam obojętnie.
 - I wiesz co? Od dzisiaj będziesz mieszkać u nas, bo muszę cię mieć na oku.- powiedział.
-Co? Nie? Ja nie chcę!- zaprzeczałam.
-Oh, nie sprzeczaj się ze mną.
-Ale ja się nie zgadzam!- krzyknęłam.
Podniósł mnie z ziemi i zbliżył się do mnie.
-Czy ty na prawdę, tego nie widzisz, że jesteś dla mnie ważna?- pytał.
-Czasem tak, a czasem też nie. Przecież kiedyś znajdziesz sobie dziewczynę, za którą będziesz mógł skoczyć z mostu, tylko dlatego, żeby ona żyła.- mówiłam ze smutkiem.
-Nie, nie będzie już takiej.- zaprzeczył cicho.
-Dlaczego?- spytałam podciągając nosem.
-Bo ty nią jesteś.- odpowiedział, a jego usta zbliżyły się do moich.
Nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Co?! Ja?! Na prawdę?! Nie, nie mogę nią być!
Moment.
Za chwilę mnie pocałuje. On za chwilę mnie pocałuje. Co?! On mnie pocałuje?!
Odsunęłam się i otarłam potok łez.
-Przepraszam.-powiedział, kiedy zauważył moje zachowanie.- Nie powinienem tego robić.
-Nic się nie stało.-odparłam i przytuliłam się do niego.
-WOW, chyba też coś dla ciebie znaczę.- zauważył, odwdzięczając uścisk.
-Chyba tak.- odparłem niepewnie, bo sama jeszcze nie wiedziałam co do niego czuję.
   Fakt, uważałam go za ideał i za kogoś komu mogłam ufać, ale jeszcze nie wiedziałam czy to coś więcej.
-To jak, em....no...kurczę, to trudne, może chciałabyś być ze mną?- zapytał niepewnie.
-Nie wiem.-odpowiedziałam zdenerwowana.
To nie jest dobry czas na takie pytania, jestem zbyt zdenerwowana i mam mętlik w głowie.
-Lepsze to niż "nie".- odparł.
-Daj mi trochę czasu.- powiedziałam już normalnym tonem.
-Dobrze.- odparł trochę smutno.
Uśmiechnęłam się do niego i podciągnęłam znowu nosem.
-Trzymaj chusteczki.- powiedział, jak zwykle z radością w głosie.
-Dziękuję.- przyjęłam paczuszkę.
-Jesteś śliczna kiedy się uśmiechasz.- oznajmił.
-Oh nie podlizuj się.- zaśmiałam się, a on razem ze mną.
-To co idziemy? Czujesz się już chociaż odrobinę lepiej?- dopytywał.
-Tak.- pokiwałam głową.
Poszłam do przedpokoju. Nałożyłam czerwone conserve'y na stopy i jeans'ową kurteczkę. Louis włożył czarne vans'y i chwycił bluzę z wieszaka na ścianie. Przejrzałem się jeszcze w lustrze i spięłam włosy w koka.
Chłopak wyszedł już z mieszkania, a ja podbiegłam jeszcze do kanapy w salonie i zabrałam z niej torebkę i telefon z blatu w kuchni, który tam wcześniej położyłam.
Zamknęłam drzwi na klucz i wyszłam na dwór.
Było dość zimno, wiał mocny, chłodny wiatr, a niebo było prawie całkowicie przysłonięte deszczowymi chmurami. Szybko dobiegłam do czarnego samochodu i wsiadłam do środka.
-Brr, zimno.- oznajmiłam, pocierając dłoń o dłoń.
-Zaraz będzie cieplej.- odparł.
Ruszyliśmy. Podczas drogi przypomniało mi się, że nie założyłam bandażu na rękę.
-Lou.- zaczęłam.
-Tak?- zapytał z uśmiechem na twarzy, ponieważ mój ton był dość miły.
-Czy masz jakiś bandaż w domu, ponieważ ja zapomniałam wziąć mojego, a nie chcę, żeby chłopacy zobaczyli moje rany.
-Coś się znajdzie.
-A nie powiesz im o niczym?
-Nie.
-Obiecujesz?- upewniałam się.
-Tak.
-Cieszę się.- powiedziawszy to zamilkłam.
Jechaliśmy około 15 minut, ponieważ rozpadało się i musieliśmy jechać dużo wolniej.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Louis wjechał autem do garażu, więc nie zmokliśmy.
-Julie! Później pojedziemy po twoje rzeczy.- przypomniał mi Louis.
-Jak chcesz.- powiedziałam i przewróciłem oczami, a on dla żartów posłał mi całusa.
Przewróciłem oczami.
Poczekałam jeszcze moment na chłopaka i weszliśmy do domu.
Chłopak z rozczochranymi włosami wszedł pierwszy, żeby sprawdzić czy wszystko jest OKAY.
-Julie, nie wchodź!- krzyknął.
Nie wiem o co chodzi, ale muszę czekać w chłodnym holu.
-Harry! Ogarnij się! Ubierz się! Julie tutaj jest, więc nie lataj nago!- słyszałam jego krzyki.
-Uhu ciekawie się zapowiada.- pomyślałam.
-Mogę już wejść?- zapytałam Louis'a.
-Tak, tak. Tylko nie przestrasz się tego syfu w kuchni, bo Niall i Zayn jedli pizza'ę, a poza tym Harry'ego w samych bokserkach, chociaż to i tak sukces.- powiedział.
-OK, postaram się.
Weszłam powoli do wnętrza domu, wiem byłam już tam wcześniej, ale teraz wydawał mi się jeszcze większy niż poprzednio. Rzeczywiście był tam bałagan i to ogromny. Ubrania walały się po schodach i salonie, pizza była dosłownie wszędzie w kuchni, puszki po napojach były porozrzucane na podłodze, normalnie tragedia, a Liam tylko chodził i to sprzątał.
-Oh, hej Julie.- przywitał się kiedy mnie zauważył.
-Hej, może ci pomóc?- zapytałam grzecznie.
-Nie, nie trzeba już i tak większość posprzątałem.
-Aha, nie pomyślałam, że mogło być gorzej.- zażartowałam.
    Chwilkę później usłyszałam głos Louis'a z kuchni, jak mnie wolał.
Poszłam do niego.
-Mam bandaż, proszę.- podał mi go.
-A pomożesz mi?- spytałam.
-Tak.
Oddałam mu materiał, a on delikatnie i starannie obwiązał mi orzedramię.
-Dziękuję.- oznajmiłam, a on uśmiechnął się do mnie.
Kichnęłam.
-HAHA, uroczo kichasz.- oznajmił.
Zarumieniłam się i zaśmiałam.
-Wiesz gdzie śpisz, prawda?- zapytał, kiedy wychodziliśmy z kuchni.
-Tak, tam gdzie kiedyś?- upewniałam się.
-Tak.
    Później nudzilam się sama w "moim" pokoju, aż o 18. 00 Louis zapukał do drzwi.
-Mogę wejść?- zapytał dyskretnie, uchylając drzwi.
-Pewnie.- odpowiedziałam, leżąc na łóżku i czytając coś w komórce.
Wszedł do pokoju.
-Wiesz, skoro nie jest jeszcze tak późno, to może chciałabyś pójść ze mną na krótki spacer?- spytał.
-Może być nawet długi.- zażartowałam i wstałam z łóżka.
5 minut później wyszliśmy.
-Powiedziałeś chłopakom, że wychodzimy?- spytałam.
-Tylko Liam'owi, bo mnie zaczepił.
-Aha.- pokiwałam głową.
    Pogoda dzisiaj nam nie sprzyjała, było pochmurno i zimno.
Podciągnęłam nosem i kilka razy zakaszlałam.
-Dobrze się czujesz?- zapytał troskliwie.
-Tak.- odpowiedziałam.
No przecież to jest niemożliwe, żebym przeziębiła się w jeden dzień, chciaż...
Poszliśmy do parku.
Usiedliśmy pod latarnią na ławce. Było tak idealnie.



Siedzieliśmy tam około 45 minut, aż zaczął padać deszcz.
-Apsik- kichnęłam.
Chłopak z obrazka zciągnął bluzę, którą miał na sobie i nakrył nią siebie i mnie.
-Wracamy chyba.- powiedział.
-Tak, to dobry pomysł, a poza tym trochę mnie boli głowa.-odparłam.
Szlośmy już trochę szybszy krokiem, ale mimo wszystko do domu wróciliśmy cali mokszy.










poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 6

-No nie powiem. Fajnie śpiewasz.- zaśmiałam się.
-W takim razie chyba dziękuję.
Wstałam z kanapy, rozłożyłam ją i przygotowałam dla Louis'a.
-Dobranoc.- powiedziałam.
-Branoc.- odpowiedział i uśmiechnął się.
Zaspana powędrowałam do sypialni. Przebrałam się w kolorową piżamę i wygodnie położyłam spać. Śniło mi się, że miałam najlepszą przyjaciółkę, a przynajmniej tak mi się wydawało, a potem chłopaka. Wiedziałam, że jestem dla niego bardzo ważna. Ona zaczęła się robić zazdrosna, on dołączył do jakiejś bandy, zostawili mnie, zostałam sama nie miałam nikogo, nawet rodziny załamałam się, pobito mnie, pocięłam się tak strasznie, że aż umarłam.
Cała mokra obudziłam się w środku nocy i zaczęłam rozglądać po pokoju. To było przerażające. Chciałam szybko pobiec, wpleść się w ramiona Lou i obudzić się rano obok niego, ale nie, nie mogłam. Postanowiłam wstać i pójść do kuchni po szklankę mleka.
Louis słodko i twardo spał więc nawet nie słyszał jak przeszłam obok niego.
Wzięłam napój i wróciłam do sypialni. Zasnęłam na nowo. Później już na szczęście nie miałam takich snów, w sumie to nawet nie wiem czy coś mi się jeszcze śniło.
Rano usłyszałam krzyk koło mnie.
-C...co jest?- zapytałam automatycznie obudzona.
-Weź nie strasz mnie. Nie łatwiej podejść i powiedzieć dzień dobry?- zapytał chłopak.
-Ale o co chodzi? Co zrobiłam?-dopytywałam.
-Nie wiesz?
-Nie.- pokiwałam głową.
-Ty lunatykujesz, prawda?
-Mhm.
-To właśnie to zrobiłaś. Budziłem się i nagle zobaczyłem jak stoi coś nade mną, myślałem że to duch. Wiem głupie. Byłaś przykryta cała tym białym kocem.- wskazał na niego- Ale się wystraszyłem.
-HAHA.- zaśmiałam się.
-To nie jest zabawne. Więcej u ciebie nie śpię!
-Ej!- powiedziałam smutno, siadając obok niego i przykrywając się kołdrą.
-Coś się stało? Albo może coś ci się złego przyśniło?
-To drugie.- odpowiedziałam.
-Opowiesz mi?- spytał.
Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.
-Wiesz, że chciałam obudzić cię w nocy?- trochę zmieniłam temat.
-Czemu?
-Bo się wystraszyłam.
-To czemu tego nie zrobiłaś? Przecież mogliśmy obejrzeć jakiś film, albo chociaż poopowiadać żarty.
-Nie wiem, tak jakoś wyszło.
-To przez ten sen?
-Mhm.
-To opowiadaj o czym był.
-A gdybym przyszła do ciebie i chciała się przytulić do ciebie, to pozwoliłbyś mi?- wtrąciłam pytanie.
-Ciebie? Zawsze i wszędzie, o każdej porze.
Zarumieniłam się.
Wracam na ziemię, skoro się zgodziłam, to musiałam opowiedzieć mu już ten sen.
-WOW, rzeczywiście przerażający.- odparł po chwili.
-Wiem.
-Ale to tylko sen, pamiętaj.
-Wiem.- powtórzyłam.
Przytulił mnie.
-Zrobię śniadanie.
-A umiesz gotować?
-Nie.- zaśmiał się.
-To może lepiej ja zrobię naleśniki.
-Uu OKAY.
Zaśmiałam się znowu.
-Wiesz nie jestem idealną kucharką, wiec jak będzie śmierdzieć spalenizną to przepraszam.
-Oj przestań, wierzę w ciebie.- zażartował.
Śniadanie wyszło nawet całkiem niezłe, nie wiem jak Louis' owi smakowało, bo cały czas jadł, ale jak dla mnie było smaczne.
-Gdzie masz bandaż?- spytał kiedy myłam naczynia.
-Ściągnęłam go na noc.
-Aha, a to cię nie boli?
-Nie, a co chcesz spróbować?
-Nie, nie. Nigdy przenigdy.
-Dobrze.
-To co dzisiaj robimy?
-Nie wiem. Jaki jest dzisiaj dzień?
-Piątek? Nie wiem.
Sprawdziłam szybko w kalendarzu.
-Tak, Louis!
-Co?
-Przez ciebie dzisiaj nie poszłam na wykłady. Super.- powiedziałam z sarkazmem.
-Ups, przepraszam?
-Spoko.- odparłam obojętnie.
-Zapomniałem Julie. Głupio wyszło.
-No przecież nie pozwoliłabym ci spać w aucie, albo na ławce, więc dobrze, że przyszedłeś.- próbowałam go pocieszyć.
-Dzięki, umiesz mnie pocieszyć.- mrugnął do mnie.
Oh w tym momencie miałam ochotę rzucić mu się na szyję i nie puścić. On jest taki kochany, uroczy, opiekuńczy- idealny. Jak dobrze, że chociaż jego mam.
-Masz jakieś ubrania, oprócz tych co masz na sobie?- spytałam.
-Nie.
-A chłopcy są już w domu?
-Nie wiem, ale możemy się przejechać i zobaczyć.
-Dobry pomysł, ale najpierw muszę zadzwonić do mojej mamy.
-Aha, dobra.
Wzięłam komórkę z szafki nocnej w sypialni i wybrałam numer mojej "kochanej" mamusi, dla której mogłabym nie istnieć.
Nasza rozmowa nie trwała dłużej niż 5 minut.
Wcześniej, zanim jeszcze zadzwoniłam ubrałam się w czarne spodnie i krótką bluzkę, a włosy niestarannie spięłam.
   Wróciłam do Louis'a próbując powstrzymać łzy. Nie wiem czy je zauważył, czy też nie, ale podszedł do mnie bliżej.
-Czy coś się stało?- zapytał cicho.
Nic nie odpowiedziałam. Tak, z jedenej strony chciałam, żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze, a z drugiej chciałam, żeby stąd wyszedł i nigdy więcej go nie ujrzeć ponownie.
Nie, nie wytrzymałam, zaczęłam nerwowo szukać czegoś ostrego.
-Co robisz?
-Nie ważne, możesz już wracać.- odpowiedziałam.
-Nie. Co się dzieje.-sprzeczał się.
-Idź!
-Nie!
-Idź! Już! Teraz! Proszę!- krzyczałam.
Chyba w tej histerii nawet nie mogłam znaleźć noża, którego teraz potrzebowałam.
-Daj mi coś ostrego, żyletkę, scyzoryk, nóż, cokolwiek!- krzyczałam, siadając w kącie i załamując ręce, w które schowałam twarz.
-Nie! Jak się wczoraj umawialiśmy? Zero więcej blizn na ciele.
-I co z tego, blizny znikają, a wspomnienia najczęściej nie, więc co ci to da. Jestem tylko jedną z wielu dziewczyn, które poznałeś w swoim życiu i jeszcze poznać, więc jedna w tą, czy tamtą nic ci nie da. Równie dobrze, mogłabym już nie żyć.
-Julie! Co się z tobą dzieje.
-Co? Pytasz co? Moje życie, coraz bardziej zaczyna tracić sens, mój brat za kilka godzin najprawdopodobniej umrze, a ja nie mogę nic z tym zrobić, matka zabroniła mi do nich przyjechać i mówi, że to wszystko moja wina, bo gdybym tam była to nic takiego nie wydarzyłoby się.
Chłopak nic nie powiedział, tylko stał obok mnie i myślał co na to odpowiedzieć.
-Wiem, każdego dnia na nowo, jest to samo. Zachowuję się jak żałosna dziewczyna, która całymi dniami użala się nad sobą i swoim życiem. Na prawdę, nie musisz tu być teraz ze mną, nie trać czasu wracaj do reszty.
-Przestań, wcale taka nie jesteś. Masz powody do zmartwień, do negatywnych myśli, ale nie możesz na wszystko patrzeć z takiej perspektywy.
-A z jakiej. Tu nie ma pozytywów.- oznajmiłam zapłakana.
W końcu usiadł koło mnie i objął mocno.
-Masz mnie, coś się wykombinuje. Zobaczysz twój brat będzie żył. Dasz radę żyć bez żyletki u boku, ja ci w tym pomogę.
-Nie, Louis, nie. Nie dam rady już dłużej, po prostu nie.
Otarł moje łzy.
-Tak wiem, powtórka z wczorajszego dnia, przepraszam.
-To, nic, jesteś wrażliwa i tyle.
-Czemu ty za każdym razem próbujesz zobaczyć we mnie same zalety, a nie jak inni same wady.
-Może to ja jestem inny?
To pytanie zapadło mi w pamięci...