poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 6

-No nie powiem. Fajnie śpiewasz.- zaśmiałam się.
-W takim razie chyba dziękuję.
Wstałam z kanapy, rozłożyłam ją i przygotowałam dla Louis'a.
-Dobranoc.- powiedziałam.
-Branoc.- odpowiedział i uśmiechnął się.
Zaspana powędrowałam do sypialni. Przebrałam się w kolorową piżamę i wygodnie położyłam spać. Śniło mi się, że miałam najlepszą przyjaciółkę, a przynajmniej tak mi się wydawało, a potem chłopaka. Wiedziałam, że jestem dla niego bardzo ważna. Ona zaczęła się robić zazdrosna, on dołączył do jakiejś bandy, zostawili mnie, zostałam sama nie miałam nikogo, nawet rodziny załamałam się, pobito mnie, pocięłam się tak strasznie, że aż umarłam.
Cała mokra obudziłam się w środku nocy i zaczęłam rozglądać po pokoju. To było przerażające. Chciałam szybko pobiec, wpleść się w ramiona Lou i obudzić się rano obok niego, ale nie, nie mogłam. Postanowiłam wstać i pójść do kuchni po szklankę mleka.
Louis słodko i twardo spał więc nawet nie słyszał jak przeszłam obok niego.
Wzięłam napój i wróciłam do sypialni. Zasnęłam na nowo. Później już na szczęście nie miałam takich snów, w sumie to nawet nie wiem czy coś mi się jeszcze śniło.
Rano usłyszałam krzyk koło mnie.
-C...co jest?- zapytałam automatycznie obudzona.
-Weź nie strasz mnie. Nie łatwiej podejść i powiedzieć dzień dobry?- zapytał chłopak.
-Ale o co chodzi? Co zrobiłam?-dopytywałam.
-Nie wiesz?
-Nie.- pokiwałam głową.
-Ty lunatykujesz, prawda?
-Mhm.
-To właśnie to zrobiłaś. Budziłem się i nagle zobaczyłem jak stoi coś nade mną, myślałem że to duch. Wiem głupie. Byłaś przykryta cała tym białym kocem.- wskazał na niego- Ale się wystraszyłem.
-HAHA.- zaśmiałam się.
-To nie jest zabawne. Więcej u ciebie nie śpię!
-Ej!- powiedziałam smutno, siadając obok niego i przykrywając się kołdrą.
-Coś się stało? Albo może coś ci się złego przyśniło?
-To drugie.- odpowiedziałam.
-Opowiesz mi?- spytał.
Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.
-Wiesz, że chciałam obudzić cię w nocy?- trochę zmieniłam temat.
-Czemu?
-Bo się wystraszyłam.
-To czemu tego nie zrobiłaś? Przecież mogliśmy obejrzeć jakiś film, albo chociaż poopowiadać żarty.
-Nie wiem, tak jakoś wyszło.
-To przez ten sen?
-Mhm.
-To opowiadaj o czym był.
-A gdybym przyszła do ciebie i chciała się przytulić do ciebie, to pozwoliłbyś mi?- wtrąciłam pytanie.
-Ciebie? Zawsze i wszędzie, o każdej porze.
Zarumieniłam się.
Wracam na ziemię, skoro się zgodziłam, to musiałam opowiedzieć mu już ten sen.
-WOW, rzeczywiście przerażający.- odparł po chwili.
-Wiem.
-Ale to tylko sen, pamiętaj.
-Wiem.- powtórzyłam.
Przytulił mnie.
-Zrobię śniadanie.
-A umiesz gotować?
-Nie.- zaśmiał się.
-To może lepiej ja zrobię naleśniki.
-Uu OKAY.
Zaśmiałam się znowu.
-Wiesz nie jestem idealną kucharką, wiec jak będzie śmierdzieć spalenizną to przepraszam.
-Oj przestań, wierzę w ciebie.- zażartował.
Śniadanie wyszło nawet całkiem niezłe, nie wiem jak Louis' owi smakowało, bo cały czas jadł, ale jak dla mnie było smaczne.
-Gdzie masz bandaż?- spytał kiedy myłam naczynia.
-Ściągnęłam go na noc.
-Aha, a to cię nie boli?
-Nie, a co chcesz spróbować?
-Nie, nie. Nigdy przenigdy.
-Dobrze.
-To co dzisiaj robimy?
-Nie wiem. Jaki jest dzisiaj dzień?
-Piątek? Nie wiem.
Sprawdziłam szybko w kalendarzu.
-Tak, Louis!
-Co?
-Przez ciebie dzisiaj nie poszłam na wykłady. Super.- powiedziałam z sarkazmem.
-Ups, przepraszam?
-Spoko.- odparłam obojętnie.
-Zapomniałem Julie. Głupio wyszło.
-No przecież nie pozwoliłabym ci spać w aucie, albo na ławce, więc dobrze, że przyszedłeś.- próbowałam go pocieszyć.
-Dzięki, umiesz mnie pocieszyć.- mrugnął do mnie.
Oh w tym momencie miałam ochotę rzucić mu się na szyję i nie puścić. On jest taki kochany, uroczy, opiekuńczy- idealny. Jak dobrze, że chociaż jego mam.
-Masz jakieś ubrania, oprócz tych co masz na sobie?- spytałam.
-Nie.
-A chłopcy są już w domu?
-Nie wiem, ale możemy się przejechać i zobaczyć.
-Dobry pomysł, ale najpierw muszę zadzwonić do mojej mamy.
-Aha, dobra.
Wzięłam komórkę z szafki nocnej w sypialni i wybrałam numer mojej "kochanej" mamusi, dla której mogłabym nie istnieć.
Nasza rozmowa nie trwała dłużej niż 5 minut.
Wcześniej, zanim jeszcze zadzwoniłam ubrałam się w czarne spodnie i krótką bluzkę, a włosy niestarannie spięłam.
   Wróciłam do Louis'a próbując powstrzymać łzy. Nie wiem czy je zauważył, czy też nie, ale podszedł do mnie bliżej.
-Czy coś się stało?- zapytał cicho.
Nic nie odpowiedziałam. Tak, z jedenej strony chciałam, żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze, a z drugiej chciałam, żeby stąd wyszedł i nigdy więcej go nie ujrzeć ponownie.
Nie, nie wytrzymałam, zaczęłam nerwowo szukać czegoś ostrego.
-Co robisz?
-Nie ważne, możesz już wracać.- odpowiedziałam.
-Nie. Co się dzieje.-sprzeczał się.
-Idź!
-Nie!
-Idź! Już! Teraz! Proszę!- krzyczałam.
Chyba w tej histerii nawet nie mogłam znaleźć noża, którego teraz potrzebowałam.
-Daj mi coś ostrego, żyletkę, scyzoryk, nóż, cokolwiek!- krzyczałam, siadając w kącie i załamując ręce, w które schowałam twarz.
-Nie! Jak się wczoraj umawialiśmy? Zero więcej blizn na ciele.
-I co z tego, blizny znikają, a wspomnienia najczęściej nie, więc co ci to da. Jestem tylko jedną z wielu dziewczyn, które poznałeś w swoim życiu i jeszcze poznać, więc jedna w tą, czy tamtą nic ci nie da. Równie dobrze, mogłabym już nie żyć.
-Julie! Co się z tobą dzieje.
-Co? Pytasz co? Moje życie, coraz bardziej zaczyna tracić sens, mój brat za kilka godzin najprawdopodobniej umrze, a ja nie mogę nic z tym zrobić, matka zabroniła mi do nich przyjechać i mówi, że to wszystko moja wina, bo gdybym tam była to nic takiego nie wydarzyłoby się.
Chłopak nic nie powiedział, tylko stał obok mnie i myślał co na to odpowiedzieć.
-Wiem, każdego dnia na nowo, jest to samo. Zachowuję się jak żałosna dziewczyna, która całymi dniami użala się nad sobą i swoim życiem. Na prawdę, nie musisz tu być teraz ze mną, nie trać czasu wracaj do reszty.
-Przestań, wcale taka nie jesteś. Masz powody do zmartwień, do negatywnych myśli, ale nie możesz na wszystko patrzeć z takiej perspektywy.
-A z jakiej. Tu nie ma pozytywów.- oznajmiłam zapłakana.
W końcu usiadł koło mnie i objął mocno.
-Masz mnie, coś się wykombinuje. Zobaczysz twój brat będzie żył. Dasz radę żyć bez żyletki u boku, ja ci w tym pomogę.
-Nie, Louis, nie. Nie dam rady już dłużej, po prostu nie.
Otarł moje łzy.
-Tak wiem, powtórka z wczorajszego dnia, przepraszam.
-To, nic, jesteś wrażliwa i tyle.
-Czemu ty za każdym razem próbujesz zobaczyć we mnie same zalety, a nie jak inni same wady.
-Może to ja jestem inny?
To pytanie zapadło mi w pamięci...


6 komentarzy:

  1. Fajnie piszesz i masz pomysł na przedstawienie historii, która jest jedyna i niepowtarzalna. Pamiętaj, bez gry w butelkę na imprezach i będzie dobrze :)
    Według mnie trochę łatwiej by się czytało gdybyś wprowadziła takie dopowiedzenia do dialogów typu ,,powiedział", ,,wykrzyknął", ,,zdziwił się", etc, ale to tylko taki mały szczegół. Powodzenia w dalszym pisaniu i DUŻO weny :)
    Czekam na next
    @husaria1698

    OdpowiedzUsuń
  2. Musze przyznac moja droga ze sie coraz bardziej rozkrecasz w pisaniu i jestem z tego powodu bardzo zadowolona :D kazdy rozdzial jest coraz lepszy :D oby tak dalej. Trzymam za ciebie kciuku i zycze duuzoo weny xx @Magdalovefood

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem Julie JEST żałosna.
    Tnie sie?
    Są inne sposoby na rozwiazywanie problemów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietne, czekam na kolejny ;) - luvmy1Dx

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo mi się podoba. czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń