sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 7

Siedziałam, cicho nadal zapłakana. Podniosłam głowę i spojrzałam mu, prosto w oczy. Chwycił mnie za ramiona.
-Zrozum, będzie dobrze.- mówił, patrząc w moje błyszczące od łez, piwne oczy.
-Czy ty na prawdę, jeszcze w to wierzysz?- pytałam.
-Tak.-odpowiedział krótko.- I wiesz są też inne sposoby na rozwiązanie różnych problemów.
-Wiem.-powiedziałam obojętnie.
 - I wiesz co? Od dzisiaj będziesz mieszkać u nas, bo muszę cię mieć na oku.- powiedział.
-Co? Nie? Ja nie chcę!- zaprzeczałam.
-Oh, nie sprzeczaj się ze mną.
-Ale ja się nie zgadzam!- krzyknęłam.
Podniósł mnie z ziemi i zbliżył się do mnie.
-Czy ty na prawdę, tego nie widzisz, że jesteś dla mnie ważna?- pytał.
-Czasem tak, a czasem też nie. Przecież kiedyś znajdziesz sobie dziewczynę, za którą będziesz mógł skoczyć z mostu, tylko dlatego, żeby ona żyła.- mówiłam ze smutkiem.
-Nie, nie będzie już takiej.- zaprzeczył cicho.
-Dlaczego?- spytałam podciągając nosem.
-Bo ty nią jesteś.- odpowiedział, a jego usta zbliżyły się do moich.
Nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Co?! Ja?! Na prawdę?! Nie, nie mogę nią być!
Moment.
Za chwilę mnie pocałuje. On za chwilę mnie pocałuje. Co?! On mnie pocałuje?!
Odsunęłam się i otarłam potok łez.
-Przepraszam.-powiedział, kiedy zauważył moje zachowanie.- Nie powinienem tego robić.
-Nic się nie stało.-odparłam i przytuliłam się do niego.
-WOW, chyba też coś dla ciebie znaczę.- zauważył, odwdzięczając uścisk.
-Chyba tak.- odparłem niepewnie, bo sama jeszcze nie wiedziałam co do niego czuję.
   Fakt, uważałam go za ideał i za kogoś komu mogłam ufać, ale jeszcze nie wiedziałam czy to coś więcej.
-To jak, em....no...kurczę, to trudne, może chciałabyś być ze mną?- zapytał niepewnie.
-Nie wiem.-odpowiedziałam zdenerwowana.
To nie jest dobry czas na takie pytania, jestem zbyt zdenerwowana i mam mętlik w głowie.
-Lepsze to niż "nie".- odparł.
-Daj mi trochę czasu.- powiedziałam już normalnym tonem.
-Dobrze.- odparł trochę smutno.
Uśmiechnęłam się do niego i podciągnęłam znowu nosem.
-Trzymaj chusteczki.- powiedział, jak zwykle z radością w głosie.
-Dziękuję.- przyjęłam paczuszkę.
-Jesteś śliczna kiedy się uśmiechasz.- oznajmił.
-Oh nie podlizuj się.- zaśmiałam się, a on razem ze mną.
-To co idziemy? Czujesz się już chociaż odrobinę lepiej?- dopytywał.
-Tak.- pokiwałam głową.
Poszłam do przedpokoju. Nałożyłam czerwone conserve'y na stopy i jeans'ową kurteczkę. Louis włożył czarne vans'y i chwycił bluzę z wieszaka na ścianie. Przejrzałem się jeszcze w lustrze i spięłam włosy w koka.
Chłopak wyszedł już z mieszkania, a ja podbiegłam jeszcze do kanapy w salonie i zabrałam z niej torebkę i telefon z blatu w kuchni, który tam wcześniej położyłam.
Zamknęłam drzwi na klucz i wyszłam na dwór.
Było dość zimno, wiał mocny, chłodny wiatr, a niebo było prawie całkowicie przysłonięte deszczowymi chmurami. Szybko dobiegłam do czarnego samochodu i wsiadłam do środka.
-Brr, zimno.- oznajmiłam, pocierając dłoń o dłoń.
-Zaraz będzie cieplej.- odparł.
Ruszyliśmy. Podczas drogi przypomniało mi się, że nie założyłam bandażu na rękę.
-Lou.- zaczęłam.
-Tak?- zapytał z uśmiechem na twarzy, ponieważ mój ton był dość miły.
-Czy masz jakiś bandaż w domu, ponieważ ja zapomniałam wziąć mojego, a nie chcę, żeby chłopacy zobaczyli moje rany.
-Coś się znajdzie.
-A nie powiesz im o niczym?
-Nie.
-Obiecujesz?- upewniałam się.
-Tak.
-Cieszę się.- powiedziawszy to zamilkłam.
Jechaliśmy około 15 minut, ponieważ rozpadało się i musieliśmy jechać dużo wolniej.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Louis wjechał autem do garażu, więc nie zmokliśmy.
-Julie! Później pojedziemy po twoje rzeczy.- przypomniał mi Louis.
-Jak chcesz.- powiedziałam i przewróciłem oczami, a on dla żartów posłał mi całusa.
Przewróciłem oczami.
Poczekałam jeszcze moment na chłopaka i weszliśmy do domu.
Chłopak z rozczochranymi włosami wszedł pierwszy, żeby sprawdzić czy wszystko jest OKAY.
-Julie, nie wchodź!- krzyknął.
Nie wiem o co chodzi, ale muszę czekać w chłodnym holu.
-Harry! Ogarnij się! Ubierz się! Julie tutaj jest, więc nie lataj nago!- słyszałam jego krzyki.
-Uhu ciekawie się zapowiada.- pomyślałam.
-Mogę już wejść?- zapytałam Louis'a.
-Tak, tak. Tylko nie przestrasz się tego syfu w kuchni, bo Niall i Zayn jedli pizza'ę, a poza tym Harry'ego w samych bokserkach, chociaż to i tak sukces.- powiedział.
-OK, postaram się.
Weszłam powoli do wnętrza domu, wiem byłam już tam wcześniej, ale teraz wydawał mi się jeszcze większy niż poprzednio. Rzeczywiście był tam bałagan i to ogromny. Ubrania walały się po schodach i salonie, pizza była dosłownie wszędzie w kuchni, puszki po napojach były porozrzucane na podłodze, normalnie tragedia, a Liam tylko chodził i to sprzątał.
-Oh, hej Julie.- przywitał się kiedy mnie zauważył.
-Hej, może ci pomóc?- zapytałam grzecznie.
-Nie, nie trzeba już i tak większość posprzątałem.
-Aha, nie pomyślałam, że mogło być gorzej.- zażartowałam.
    Chwilkę później usłyszałam głos Louis'a z kuchni, jak mnie wolał.
Poszłam do niego.
-Mam bandaż, proszę.- podał mi go.
-A pomożesz mi?- spytałam.
-Tak.
Oddałam mu materiał, a on delikatnie i starannie obwiązał mi orzedramię.
-Dziękuję.- oznajmiłam, a on uśmiechnął się do mnie.
Kichnęłam.
-HAHA, uroczo kichasz.- oznajmił.
Zarumieniłam się i zaśmiałam.
-Wiesz gdzie śpisz, prawda?- zapytał, kiedy wychodziliśmy z kuchni.
-Tak, tam gdzie kiedyś?- upewniałam się.
-Tak.
    Później nudzilam się sama w "moim" pokoju, aż o 18. 00 Louis zapukał do drzwi.
-Mogę wejść?- zapytał dyskretnie, uchylając drzwi.
-Pewnie.- odpowiedziałam, leżąc na łóżku i czytając coś w komórce.
Wszedł do pokoju.
-Wiesz, skoro nie jest jeszcze tak późno, to może chciałabyś pójść ze mną na krótki spacer?- spytał.
-Może być nawet długi.- zażartowałam i wstałam z łóżka.
5 minut później wyszliśmy.
-Powiedziałeś chłopakom, że wychodzimy?- spytałam.
-Tylko Liam'owi, bo mnie zaczepił.
-Aha.- pokiwałam głową.
    Pogoda dzisiaj nam nie sprzyjała, było pochmurno i zimno.
Podciągnęłam nosem i kilka razy zakaszlałam.
-Dobrze się czujesz?- zapytał troskliwie.
-Tak.- odpowiedziałam.
No przecież to jest niemożliwe, żebym przeziębiła się w jeden dzień, chciaż...
Poszliśmy do parku.
Usiedliśmy pod latarnią na ławce. Było tak idealnie.



Siedzieliśmy tam około 45 minut, aż zaczął padać deszcz.
-Apsik- kichnęłam.
Chłopak z obrazka zciągnął bluzę, którą miał na sobie i nakrył nią siebie i mnie.
-Wracamy chyba.- powiedział.
-Tak, to dobry pomysł, a poza tym trochę mnie boli głowa.-odparłam.
Szlośmy już trochę szybszy krokiem, ale mimo wszystko do domu wróciliśmy cali mokszy.










5 komentarzy:

  1. ,,Tylko nie przestrasz się tego syfu w kuchni, bo Niall i Zayn jedli pizza'ę, a poza tym Harry'ego w samych bokserkach, chociaż to i tak sukces." CHOCIAŻ TO I TAK SUKCES? HAHAHA Harold... leżę i nie wstaję :D
    Rozdział spoko, życzę weny i czekam na next :)
    @husaria1698

    OdpowiedzUsuń
  2. po prostu boski. czekam na nexta. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Czekam na cos extra - wesolego. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Extra :) czekam na nexta :D :D

    OdpowiedzUsuń