niedziela, 21 września 2014

Epilog

Budzę się rano w szpitalnym łóżku.
Rozglądam się po sali.
Jestem w niej sama. Tylko 1 łóżko, 4 ściany, 1 okno na świat i przeszklone drzwi.
Przede mną na stoliku stoi bukiet róż. Są koloru intensywnej czerwieni.
Przez lustro weneckie obok drzwi nic nie widzę, ale mimo to ktoś wchodzi do pokoju.
-Na reszcie się pani obudziła.- mówi kobieta łagodnym głosem. Ma rude włosy, jasną cerę i zielone oczy, a  ubrana jest w biały strój.
-Co ja tutaj robię? Co się stało?- pytam nerwowo.
-Miała pani poważny wypadek. 2 żebra złamane i rękę, kręconą kostkę i była pani cała poobijana. Zapadła pani w śpiączkę.
-Jak długo spałam?
-3 miesiące.- odpowiada spokojnie.
Dopiero teraz zauważam gips na swoim przedramieniu, ale nie czuję nigdzie bólu, być może dlatego, że nie wierzę w to co właśnie usłyszałam.
Ktoś wola pielęgniarkę.
Wychodzi, a ja ponownie zostaję sama.
Spoglądam przez okno.
Widzę, że dzieci na placu bawią się w deszczu. Mimowolnie uśmiecham się.
Ktoś puka do drzwi.
Nikogo się nie spodziewam. 
Do sali wchodzi chłopak o brązowych, rozczochranych włosach i zielonych oczach- przypomina mi kogoś. Następnie widzę blondyna, który uśmiecha się do mnie. Wchodzą jeszcze wysoki, brunet, chłopak o nieziemsko brązowych oczach i chłopak z uroczym uśmiechem na buzi.
-Julie.- mówi chłopak o zielonych oczach.
-Tak?
-Pamiętasz mnie?-pyta przejęty.
I teraz dopiero uświadamiam sobie kogo mam przed sobą. Przyjaciół.
-Louis.- wymawiam jego imię z radością.
-Uff.- wzdycha.- Już się bałem, że mnie zapomniałaś.
-Cześć chłopaki.- wtrącam.
-Jak się czujesz?- pyta Liam.
-Dobrze,- odpowiadam.- chyba.
-Hej, możemy zostać na chwilę sami?- Lou zwraca się do przyjaciół.
-Pewnie już idziemy.- mówi Harry i otwiera drzwi wychodząc, a za nim reszta.
Widziałam ich może 2 minuty...
Przypuszczam, że teraz stoją za ścianą i patrzą na nas przez lustro.
Louis siada na krześle przy łóżku, obok mnie i złapał delikatnie za zdrową dłoń.
-Siedziałem tu każdego dnia, licząc na to że się obudzisz.- mówi.- Tęskniłem za twoim uśmiechem, twoim spojrzeniem, głosem. W ten dzień kiedy się poznaliśmy w kawiarni, od razu wiedziałem, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, a potem zdarzył się ten wypadek i się załamałem, al...
-To znaczy, że naprawdę się poznaliśmy w kawiarni? Wypadek? Nic takiego nie pamiętam. To znaczy, że ty wcale nie znałeś jakiś chłopaków w ciemnych strojach, nie musiałeś im niczego odpłacać? Nie zapomniałeś o mnie?- byłam zmieszana.
-Nie, skąd ci to przyszło do głowy? To musiał być tylko sen, zły sen. Nic takiego nigdy nie miało miejsca.
-A to jak słyszałam "nigdy cię nie zapomniałem, zawsze cię kochałem"?
-Wczoraj krzyczałaś przez sen, ale nie mogłaś się obudzić. Wołałaś coś takiego jak: "jak ty mogłeś o mnie zapomnieć?! Niee"
-To wiele tłumaczy.- uśmiechnęłam się.
-Tak. Wiedziałem, że to chodziło o mnie, bo chwilę wcześniej krzyczałaś moje imię, a ja siedziałem tutaj całą noc.
-Kocham cię.- szepczę tak cicho, że ledwo co może usłyszeć te dwa słowa.
Całuje mnie w czoło.
-Wszystko już będzie dobrze, obiecuję.





KONIEC

***

Chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytali tego bloga i motywowali mnie do dalszych prób pisania.
Dziękuję również za wszystkie komentarze- to one bardzo mi pomogły.
Teraz zapraszam do czytania moich nowych opowiadań:
bad-red-blood.blogspot.com
oraz
mysterious-and-lonely.blogspot.com

4 komentarze:

  1. OMG. po prostu nie wiem co napisać. bardzo mi się podoba ten rozdział. szkoda że to już koniec. JA NIE CHCE KOŃCA !!!!!! :(

    OdpowiedzUsuń
  2. przepraszam bardzo, ale pierwsza reakcja po przeczytaniu tego rozdzialu to "wtf?". jestem zmieszana, wszystko troche pokrecone i jaki wypadek?.
    nawet nic nie pisalas, ze to juz koniec tylko tak nagle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to chodzi, bo to wszystko (prawie wszystko) to była jej wyobraźnia, jej sny, a to realia

      Usuń